O stylu nie mówmy. Pewnie, lepiej się ogląda efektowne, pewne, wysokie zwycięstwa, ale liczy się to co na koniec dnia, nieważne czy od zaciskania bolą nas pięści, zęby czy coś jeszcze innego. Cel minimum osiągnięty, gramy w drugiej rundzie, skład taki jak dziś się raczej nie powtórzy.
Dwa zwycięstwa, remis, bez straconego gola. Porównałem to z innymi wielkimi imprezami – wiadomo, z żadnymi mistrzostwami Europy nie ma co, igrzyska olimpijskie to też nie do końca ta para kaloszy, z mundiali mamy jednak solidną próbę porównawczą. Przynajmniej tych z XX wieku…
W 1986 roku w Meksyku w grupie skończyliśmy laniem od Anglików, wyszliśmy, ale co to za wyjście.
W 1982 roku w Hiszpanii w grupie nie przegraliśmy, ale zaliczyliśmy dwa remisy, straciliśmy gola.
W 1978 roku w Argentynie w grupie ograliśmy 1-0 słabą drużynę, bezbramkowo zremisowaliśmy z Niemcami (federalnymi), skończyliśmy zwycięstwem, choć ze stratą gola.
W 1974 roku w Niemczech pracowicie ograliśmy wszystkich.
Niech każdy oceni, do której imprezy nam bliżej. Ćwierćfinał jak w 1978 wcale nie byłby zły, czy z Hiszpanią, czy z tym kimś, kto Hiszpanii da odpór.