Rozpisałem się ostatnio o tym, jakie potencjalne opcje ma na przyszły rok Robert Kubica. Przez tych kilka dni żadne nowe informacje zasadniczo się nie pojawiły, ale przy niedzieli mogę sobie pospekulować, w końcu całe lato upłynęło wszystkim na spekulacjach dotyczących obsady wszystkich chyba możliwych bolidów w stawce F1.
Na chwilę obecną wyjaśniła się jedna tylko zagadka – wiadomo, że miejsce w Red Bullu nr 2 zwolnione przez Marka Webbera zajmie ostatecznie Daniel Ricciardo, ale tam przymierzany był jedynie Kimi Raikkonnen; czy Kubica w ogóle by tam mógł trafić, to trudno zgadywać, wszystko zależałoby od tego, na ile Red Bull rzeczywiście szukał kierowcy będącego kimś więcej niż grzecznym i solidnym numerem 2, plotki o Alonso nie oznaczały nie więcej niż to, że były. Śmiało możemy natomiast wykluczyć miejsce zwolnione przez Ricciardo – Toro Rosso to zespół ćwiczebny dla młodych kierowców wspieranych przez Red Bulla, człowiek z pięcioma sezonami w F1 zupełnie do tego nie pasuje.
Równie bezrefleksyjnie możemy też skreślić zespoły z końca stawki, kandydat do tytułu mistrza świata nie będzie się zniżał do jazdy w trzeciej lidze (zwłaszcza że może startować w elicie rajdowej), ponadto tam występują kierowcy z solidnym zapleczem finansowym. Ze względów finansowych (głównie) nie wydają się też prawdopodobne zespoły takie jak Sauber i Williams – Sauber desperacko szuka pieniędzy i zakontraktował na przyszły rok absolutnego rosyjskiego żółtodzioba, fascynującym pytaniem staje się, kto temu żółtodziobowi będzie mentorem, ale obawiam się, że jednak również ktoś będący w stanie zapewnić wsparcie w gotówce lub ‚w naturze”, aktualnie Saubera nie stać chyba nawet na wywiązanie się z kontraktu względem swojego aktualnego numeru 1. Williams z kolei żyje (choć jego wyścigowe życie jest strasznie nijakie) głównie z pieniędzy wenezuelskich, co w oczywisty sposób wymusza na nich zatrudnianie Maldonado, natomiast bez niego (i tych pieniędzy, co zdarzyć się może) priorytetem dla nich również będzie poszukiwanie kierowców zasobnych albo przejście z nijakiego życia w stan wegetacji. Sympatia (obustronna) będzie raczej niewystarczającym atutem wobec braku potencjału.
Zostało nam pięć zespołów (wszystko oczywiście, gdyby ktoś zapomniał, w kategoriach hipotetycznych spekulacji). McLaren to uznana firma, tegoroczna zadyszka nie powinna zaciemniać obrazu (przyszłoroczne zmiany w przepisach mogą wszystko wywrócić do góry nogami), teoretycznie ma obu kierowców z kontraktami wieloletnimi, ale… w F1 pojęcie „wieloletni” nieraz oznacza „z opcjami na wiele lat”, i tu mamy dobry przykład, bo mistrz świata Jenson Button na razie (ku mojemu zaskoczeniu) przyznawał się w lecie, że kontraktu na przyszłu rok wciąż nie ma, kontrakt jego meksykańskiego partnera może zależeć od kontraktów sponsorskich zawartych z jego patronem (ale wobec planów reaktywacji meksykańskiego Grand Prix jego pozycja wydaje się silna). Tym niemniej, ten kierunek nie wydaje się szczególnie obiecujący.
Znacznie ciekawiej robi się natomiast w przypadku zespołów Ferrari i Lotus. Wtajemniczeni mówią o skomplikowanych negocjacjach toczonych wokół podpisu Raikkonnena, Ferrari daje mu pewność finansową ale mniej pewną pozycję w zespole, w Lotusie byłby nadal bezapelacyjnym liderem, ale problemem może być zapewnienie środków, może nawet nie tyle na wynagrodzenia co na prace nad samochodem (sportowo oba zespoły wydają się dawać podobne szanse, choć patrz punkt: pieniądze). Niezależnie od tego, dokąd Fin pójdzie, ważniejsze będzie, kogo zatrudni przegrany. O Ferrari mówi się, że preferuje kierowców ze sporym doświadczeniem (Felipe Massa doświadczenie ma, ale wyników coraz mniej), a z tym na rynku krucho (przyjmując że zarazem oczekiwany jest wystarczający talent), przymierzany powszechnie o Scuderii Hulkenberg zalicza raptem trzeci sezon. Po odejściu Webbera pasowaliby do opisu może jeszcze Button, który wszak raczej czeka na potwierdzenie kontraktu w aktualnym zespole ((patrz wyżej), i Rosberg (z dobrą pozycją w Mercedesie, lecz któż odmówiłby stajni z Maranello, głosi obiegowy pogląd). A Kubica podobno miał podpisany już wstępny kontrakt z Ferrari na 2012 (na oczy nie widziałem, wierzę różnym ludziom na słowo). Z drugiej zaś strony, Lotus zna jego możliwości jak mało który zespół, byłaby okazja „dokończyć pewne niezałatwione sprawy”, a i kontrakt mógłby być niższy niż Raikkonnena..
Przyznam się, że cały czas moje myśli podążają w kierunku mało oczekiwanym. Według informacji – najpierw o statusie przecieków, teraz już potwierdzonych – Kubica korzysta w tym roku z symulatora wyścigowego Mercedesa (wieści zupełnie niepotwierdzone są takie, że jest w nim piekielnie szybki, szybszy niż aktualny skład tego zespołu…). Oczywiście nie jest prawdopodobne, żeby miał wygryźć świeżo zakontraktowanego lidera, ale miejsce obok niego… Oczywiście, założenie, że kierownictwo Mercedesa uzna Rosberga za znacznie słabszego kierowcę nie jest ogromne, poza tym ze względów marketingowych niemiecki team może chcieć mieć w składzie niemieckiego kierowcę (jednego się dopiero co pozbyli), chyba żeby sam postanowił odejść (patrz wyżej). Relacje w świecie F1 są nad wyraz skomplikowane, ale nie umiem się oprzeć myśli, że współpraca z Mercedesem może stanowić atut tego zespołu w grze o fotele (choć może wszystko się oczywiście skończyć na czysto biznesowym układzie „dla mnie rehabilitacja i sprawdzenie możliwości, dla was dane najwyższej jakości”).
Zorientowani w dyscyplinie (oraz sprawnie liczący) wiedzą, że został jeszcze jeden zespół. Z pozoru nikt by na niego nie postawił, nie wygrali jeszcze wyścigu w swojej historii (raptem jedno podium), ale.. samochody mają solidne, potrafią dowieźć i na czwartym miejscu, choć bez kierowców najwyższej klasy, zajmują solidne szóste miejsce w klasyfikacji konstruktorów (nie bez szans na piąte). A na dodatek nie mają nikogo zakontraktowanego na przyszły sezon, finansowo jako tako się trzymają i – od przyszłego sezonu przechodzą na silniki Mercedesa…* Doprawdy, wolałbym widzieć Kubicę (na jeden sezon, potem pewnie przeszedłby wyżej) w Force India (w końcu po coś grywał z pokera z szefem tego zespołu…), niż nie widzieć go wcale w F1, nawet jeżeli trzeba byłoby odszczekać śmichy z Cezarego Gutowskiego (ale on takie wizje roztaczał dwa lata temu, więc się nie liczy).
W każdym razie: będzie, co będzie. Spekulacje są ciekawsze niż dzisiejszy wyścig na Monzie, niestety.
*jak mi słusznie zwrócono uwagę – powinno być „przedłużyli kontrakt na silniki Mercedesa”…