Jak Lew

Może widzieliście, może nie. W każdym razie nie chce mi wyjść z głowy ostatni odcinek Milionerów, a ściślej – jedno z pytań (w przeszłości nieraz pisałem notki poświęcone tylko jednemu pytaniu, więc to żadne novum). 

Było to pytanie o niezbyt wielkie pieniądze, jakieś 5 czy 10 tysięcy, więc wydawałoby się proste (choć doświadczenie uczy, że na prostym wyłożyć się łatwo). Grała pani, z zawodu zdaje się nauczycielka małych dzieci, nie rejestrowałem wszystkich szczegółów bardzo dokładnie. Pytanie brzmiało:

LEW ZABITY PRZEZ RAMONA MERCADERA TO:
A/ Simba
B/ Tołstoj
C/ Trocki
D/ Mufasa

Zapewne autor pytania traktował je jako bardzo dobrą zabawę, mnie również ono mocno rozbawiło (nawet sobie z niego na Twitterze żartowałem), uczestniczkę zaś skonfundowało. Na tyle, że postanowiła wziąć pół na pół (zostali Simba i Trocki)…

Oczywiście, stoimy tu przed pułapką klasizującego podejścia „elo, człowieku, jak można historii nie znać”. Mnie jednak zaintrygowało, że grającej taki obcy wydał się filmowy megahit, jakim był „Król Lew”: film z czasów, kiedy kina były powszechniejsze, a bilety tańsze; film, który wielokrotnie gościł w telewizjach; film, którego bohaterowie – wydawałoby się – tak mocno wryli się w zbiorową świadomość (choć, przyznajmy, bardziej dzieciom sprzed ćwierćwiecza niż obecnym).

Pani postanowiła uśmiercić Simbę. A może to ja nie nadążyłem za sequelami?

Sześcioletni facepalm

To w gruncie rzeczy nie były trudne pytania, powiecie. Racja: pytanie o ilość Nobli Skłodowskiej-Curie czy o składnik sosu tatarskiego nie wydaje się trudne, każdy słyszał o Skłodowskiej (i o tym że może nawet była kobietą) w szkole lub poza nią, każdy dziabnął w życiu sosu tatarskiego (kto nie, ten pewnie mógł pomyśleć, że coś z tatarem ma on wspólnego). Pytanie o lurkera pewnie można było metodą eliminacji, Voldemort każdemu pewnie przeleciał przez oczy…

Milionerzy nie są jednak i nigdy nie byli teleturniejem opartym na Czystej Wiedzy (TM). Pytania w Milionerach mogą dotyczyć wszystkiego, istotą tego programu jest wprowadzanie gracza w niepewność, wykorzystywanie napięcia nerwowego do stworzenia sytuacji, w której zawodnik będzie się wahał czy Pana Tadeusza na pewno napisał Słowacki. Wiedza zawsze się przyda, choć równie ważna jest odporność psychiczna oraz co najmniej odrobina szczęścia (co do doboru pytań, ale i w momencie, kiedy strzelasz co do hipisowskiego pseudonimu marszałka Kuchcińskiego). 

Dzisiejsza zawodniczka była wspaniałym prezentem dla programu. Jej emocje przy kolejnych pytaniach (a zwłaszcza poprawnych odpowiedziach) wyglądały tak autentycznie, sprawiała wrażenie, jakby sufit studia walił się na głowę, kiedy się orientowała ile właściwie wygrała (jakby w życiu się nie spodziewała, że będzie mieć takie pieniądz w ręce). Dziś skończyła na ćwierćmilionie, jutro gra dalej.

Na widowni siedział jej sześcioletni synek, któremu matka obiecała za wygraną wyjazd do Disneylandu (teraz to wystarczy już na ten na Florydzie). Po zakończonym programie Hubert powiedział doń, że „mama wygrała dużo pieniędzy – i to nie koniec”, a ten charakterystycznym gestem zasłonił dłonią twarz. Będzie memem, czuję.

Milionerze, na Twitterze…

Niespodzianka! Po latach przerwy, Milionerzy powrócili do TVN, bądź TVN powrócił do Milionerów. Studio wygląda na to samo, tylko Hubert całkiem siwy wygląda (ale zachowania nie zmienił, na szczęście).

W ramach liftingu – jeśli nadążam za wersjami – skrócono jedynie czas odcinka do pół godziny czy coś koło tego (za to są cztery w tygodniu), w eliminacjach uczestniczy tylko sześcioro zawodników. Poza tym koła te same, progi gwarantowane też, główna nagroda takoż… Pomysłowość w pytaniach też niezmienna, mieliśmy już małą burzę polityczną po pytaniu co Jarosław Kaczyński ogląda nocą w telewizji (nie, nie filmiki…), przewinęła się też prezydentowa oraz Kijowski Mateusz. Jest takie wrażenie, że pytania są mocniej zorientowane na młodą, internetową publiczność, stąd jutuberzy czy Kardashian, ale rzecz jasna nie tylko. Uczestnicy na razie stremowani, ponad 40 tysięcy chyba jeszcze nikt nie podskoczył. 

Interesującym (nadprogramowym) przeżyciem jest śledzenie, co się dzieje podczas programu na Twitterze, pod hasztagiem #Milionerzy (oczywiście). Z jednej strony kiedy – jak dziś – uczestnik odpada na pierwszym (!) pytaniu o pieśń narodową „Góralu czy ci nie żal” (!!) lub ma problemy z nazwami województw (!!!), to jad się leje straszliwy (przy czym ma się wrażenie, że średnia wieku komentujących nie pozwalałaby im na udział w programie). Z drugiej strony zbiorowy ubaw z pytań „czy jezioro Druzno leży na terenie apatycznym, depresyjnym czy może melancholijnym” jest nawet sympatyczny. Pana, który postanowił gruchnąć zegarek (bo nie wierzył że można gruchnąć śmiechem), oglądaliśmy tylko w domowym gronie (i też było fajnie).

Cymes cycuś, czyli reaktywacja

Zaskoczył mnie trochę TVN, bo tak się jakoś spodziewałem, że czas Milionerów dobiegł końca. Ale ten pierwszy milion być może zamiast stanowić efektowne zamknięcie, byc może na nowo rozbudził zainteresowanie publiczności i reklamodawców, w każdym razie – dzisiaj zaczęły się nowe odcinki.

No i oczywiście było trochę tego, co tygrysy lubią najbardziej, czyli sugestie typu „czy Tyrolczyk jodlując nacina kiełbasę w jodełkę” albo „czy wysyłaniem rakiet w kosmos zajmuje się agencja NICYJA”. Tytuł notka zawdzięcza pytaniu o „dyndający cyces„, który zawodnikowi skojarzył się naturalnie z cycusiem, nie będąc jednak  w stanie rozstrzygnąć, czy powinien on dyndać pokornej muzułmance, czy bezwstydnej ateistce. Będzie rozrywkowo, mam nadzieję:)

No i zagadka warta 75 tysięcy – co to są jarlica, jaź i jaźwiec, a przynajmniej które z nich są ssakami? No Google, no Bing:)

Historyczny odcinek, czyli Czesław Gra Śpiewająco

Tej notki po prostu nie mogło zabraknąć: po tylu latach emisji, w dziesiątym podejściu, w dziś wyemitowanym przez TVN odcinku wreszcie ktoś został milionerem w polskiej edycji. No i oczywiście wypada zacytować milionowe pytanie:

Z gry na jakim instrumencie słynie Czesław Mozil?
A – na kornecie,
B – na akordeonie,
C – na djembe,
D – na ksylofonie.

Osobiście przyznam, że to pytanie sprawiłoby mi trudność:) bo wprawdzie wiedziałem, że jest sobie Czesław co Śpiewa, ale też nigdy go świadomie nie słuchałem (to znaczy pewnie słyszałem nieraz jak leci gdzieś w radio, ale nic więcej). Z drugiej strony było to pierwsze pytanie, z którym miałbym poważną trudność, więc do finałowego dotarłbym z kompletem kół (aczkolwiek ze wstydem stwierdzam, że kształt tetraedru nie był dla mnie w pierwszej chwili oczywisty) i dzięki temu jakoś bym poradił:). Jednym słowem, facet łatwo miał.

Cóż, podobno to ostatnia seria. Jak dla mnie ta historyczna wygrana jest raczej powodem żeby zakończyć, niż żeby rozkręcać na nowo (i wymyślać nowe pomysły, jak ten z zamianą progu gwarantowanego na możliwość wymiany niepasującego pytania).

Rzut kartą kredytową

W dzisiejszych Milionerach, którym poświęciłem już jedną notkę:), zawodniczka grająca po TRadzie, mając przy jednym z pytań sytuację fifty-fifty, zainspirowała się podejściem TRada i postanowiła rzucić monetą (jak się nie śledzi futbolu, to można nie kojarzyć ksywki czy choćby barw Villarreal). Okazało się jednak, że nie miała przy sobie pieniędzy. Okazało się, że Hubert żadnej monety też nie miał, i musiał pożyczyć monetę z widowni:)

Sięgnąłem wtedy po portfel i wyjąłem kartę kredytową. Podrzuciłem kilka razy. Spadała to tak, to siak, raz na stronę z nazwiskiem, a raz z podpisem. Ale nie podejmuję się stwierdzić autorytatywnie, że szansa wyrzucenia tej czy innej strony jest rzeczywiście równie bliska 50%, jak w przypadku monety:) (Oczywiście przy pomocy karty można zrobić próbę losową, biorąc przypadkową kartę i strzelając, czy konkretna cyfra z numeru karty jest parzysta, czy nieparzysta. Ale lepiej przy pomocy cudzej karty:), bo numer własnej można mieć w podświadomości).

Inaczej niż TRadowi, moneta nie przyniosła szczęścia zawodniczce.

A swoją drogą, zastanawiałem się, co jest wart ekspert w osobie profesora literatury, który nie wie, co to jest tylda?

Czy brydż zabija intuicję?

Oglądałem dzisiaj dalszy ciąg walki TRada o milion złotych, której pierwszą część nieco przypadkiem zdarzyło mi się skomentować🙂 TRad powalczył dzielnie, zachowując swój budzący kontrowersje (w komentarzach) styl, odpadając na pytanie o okrągłe pół bańki. Sam odpowiedzi na to pytanie nie znałem (żona znała, pewnie było w którymś z kobiecych magazynów:)), ale intuicyjnie wybrałem odpowiedź właściwą (bazując na jakże kruchym argumencie, że imię Gala kojarzy mi się z Rosjankami:), aczkolwiek nie było to prawdziwe imię..)

I właśnie – mój wybór był w pewnej mierze intuicyjny. A co odpowiedział TRad, po tym, jak po przeanalizowaniu prawdopodobieństwa stanowczo, definitywnie, ostatecznie i cośtamcośtam zrezygnował z gry? Że gdyby miał strzelać, to dwa razy rzuciłby monetą. Przy 25% szansie, jest to idealnie poprawne jej wykorzystanie. Czy gdyby miał sam wybrać, analizując własne odczucia, zaweirzając intuicji, to miałby szansę o kilka procent mniejszą? Czy to przeniesienie nawyku brydżowego, wg którego gra się na największą szansę z matematycznie dostępnych, wyliczanych w oparciu o twarde informacje? W końcu przy wyborze kierunku impasu damy: do asa z waletem, czy do króla z dziesiątką, w braku dalszych informacji od obrońców, w pewnej chwili trzeba się zdać na intuicję – lub rzut monetą. Wątpię, żeby wygrzebywał złotówkę przy stoliku:)

A może – jak zasugerował Airborell w komentarzu – rzucanie monetą było jednak elementem show, i TRad postanowił być konsekwentny do końca? Może. Jak TRad ewentualnie wpadnie, to może powie:)

Mit krakowskiej publiczności

Szczęśliwym zbiegiem okoliczności udało mi sie dzisiaj poooglądać Milionerów. Jak być może nie wszyscy wiedzą:), program jest nagrywany w Krakowie. Jeden z uczestników, krakus zresztą, po udanej próbie skorzystania z koła „publiczność”, odwołał się do nieraz powtarzanego (najczęściej przez Huberta) memu „krakowska publiczność znowu niezawodna” (a swoją drogą szacunek dla faceta, przy pytaniu o gwarantowane 40 tysięcy, bez namysłu wyjął z kieszeni monetę, rzucił, obejrzał i kategorycznym tonem podał Hubertowi wybraną odpowiedź, nie dając mu nawet odetchnąć, nie mówiąc o tradycyjnym wzbudzaniu wątpliwości:)). Dowodziło to jednak, że niezbyt uważnie śledził grę wcześniejszych uczestników. Jeden z nich poległ na pytaniu, który z zaproponowanych pisarzy zginął w wypadku samochodowym: Saint-Exupery, Borowski, Stachura czy Camus. Jest to klasyczny przykład pytania, na które odpowiedź powinno się ustalić w drodze selekcji negatywnej. O ile bowiem można nie wiedzieć, jak zszedł z tego świata właściwy bohater pytania (chociaż Włodzimierz Kalicki w „Dużym Formacie” względnie niedawno właśnie jego śmierci poświęcił swój cotygodniowy historyczny tekścik wspominkowy), o tyle co do pozostałych trzech oczekiwanie pewne jwiedzy o tym fragmencie biografii znajduje spore uzasadnienie, zwłaszcza w „elitarnym” Krakowie. A tymczasem Camus zebrał najmniej głosów wśród „niezawodnej” krakowskiej publiczności..
Oczywiście, nie był to wynik na miarę zadanego swego czasu pytania o domy mody, gdzie spośród publiczności prawidłowej odpowiedzi nie udzielił nikt (!). Ale uczestnikom też nakazuje ostrożność w korzystaniu z koła:)

Jesienny powrót Milionerów

Jesienna ramówka oznacza zwykle nowości, choćby w formie nowych odcinków starych programów (czasem też zniknięcie jakichkolwiek odcinków starych programów, ale o tej frustrującej okoliczności przy innej okazji). Kiedy w piątek zajrzałem o programu na cały tydzień, w sobotnim harmonogramie TVN nie znalazłem o zwykłej porze „Milionerów” (w wakacje zawieszonych, jak zwykle). Zdziwiłem się więc bardzo przyjemnie, kiedy ich zobaczyłem w niedzielę:)

W każdym razie, program wrócił. Widać, że walczy trochę o swoje miejsce, bo dwie innowacje odnotowałem. Po pierwsze, kwota do wygrania w konkursie dla telewidzów wzrosła do 10 tysięcy (nie wiem, czy pytania dla telewidzów trudniejsze, bo jakoś mi w pamięci nie utkwiły).  Po drugie i ważniejsze, naruszono świętość formatu:) i zastąpiono tradycyjny „telefon do przyjaciela” nowym kołem ratunkowym – oficjalnej nazwy nie powtórzę, ale coś jakby pytanie do eksperta (muszę kiedyś spokojnie obejrzeć od początku). Dzisiaj za eksperta robiła Kazimiera Szczuka, nawet się jej udało pomóc, nie wiem jak to będzie dalej, zobaczymy.

A mocno rozbawiło mnie pytanie, co robi masztalerz: podaje talerze, dogląda koni, a może przylatuje z kosmosu?:)

Poszukiwacze kąsających ciżemek

Zajrzałem dzisiaj sobie do Google Analytics, żeby sprawdzić, jakie to hasło przyciągnęło znienacka całkiem liczne (przynajmniej jak na zwyczaje tego bloga) grono poszukiwaczy. Przyznam, że wyniki zdrowo mnie zaskoczyły:) Nie było bowiem jednego zdecydowanego kandydata, za to całkiem sporo rozmaitych zaskakujących fraz, z których zdecydowana większość dotyczyła – w rozmaitych wariantach – pytania z Milionerów, o którym z dużą radością pisałem tutaj. Były więc wszelakie ukąszenia ciżemek, kierpców czy sabotów, w najrozmaitszych formach gramatycznych i z najrozmaitszymi błędami pisowni:) Zastanawiałem się przez chwilę, skąd się to wziąć mogło – być może w jakiejś komórkowej wersji Milionerów to pytanie akurat zostało przytoczone? Odpowiedzi pewnie nigdy nie poznam, ale przypomnienie tej anegdotki sprawiło mi sporo radości:)