Białe klify

Ziąb za oknem taki, że człowiekowi tylko ciepłe w głowie, i sięga myślą do wspomnień dni ciepłych, cieplejszych i – najcieplejszych. 

Białe klify kojarzą się z Dover, które z kolei z ciepłem się nie kojarzy. W Dover nigdy nie byłem ani po tamtej stronie Kanału, klify nad Kanałem widziałem jedynie po normandzkiej stronie. Urokliwe były, acz też musiałbym skłamać mówiąc że było wtedy ciepło. 

Co innego inne klify. Gorący środziemnomorski lipiec, płyniemy promem z Santa Teresa di Gallura, zaczynają majaczyć na horyzoncie, rosną coraz potężniejsze. Patrzymy prawie urzeczeni, a prom tymczasem wcina się w zatoczkę, i otwieramy szeroko usta na widok białych wzgórz nakrytych zielonymi czuprynami. 

Bonifacio Korsyka Francja Corsica France

Bonifacio. Łazimy potem w upale i chłoniemy widoki, z góry i z dołu. 

Bonifacio Korsyka Francja Corsica France

Szkoda że tak szybko trzeba wracać, rozkład promów jest nieubłagany. Na szczęście z promu jeszcze można patrzeć.

Bonifacio Korsyka Francja Corsica France

Abancourt

Wiele w życiu zależy od inspiracji. Ta notka została na przykład zainspirowana wpisem przezacnej koleżanki z bloga służbacywilna.info o urokach podróży kolejowych – ze szczególnym uwzględnieniem przesiadek. Zaraz mi się przypomniało, jak z przerażeniem patrzyłem na opóźnienie pociągu jadącego z Turynu do górskiego miasteczka Cuneo, gdzie mieliśmy tylko jeden cel: złapać przesiadkę na pociąg do leżącej po drugiej stronie gór Ventimiglii (samo Cuneo może i też byłoby ładne, ale Ventimiglia była częścią bardziej skomplikowanego planu wakacyjnego)… Wciąż czuję pot na wspomnienie biegu z ciężkimi plecakami (i siedmiolatkiem) do drugiego – szczęśliwie czekającego – pociągu, brak miejsca w środku nie wydawał się już takim problemem (plecaki postawiliśmy jakoś, nawet chyba dziecko udało się posadzić).

Abancourt nie przysporzyło nam żadnych emocji (nie tylko w porównaniu z Cuneo). Ta kilkusetosobowa wieś ze stacyjką kolejową na obrzeżu w ogóle nie wydaje się posiadać zdolności wprawiania w jakiekolwiek emocje, barman w przydworcowej knajpie był senny jak lipcowe popołudnie, a kawa chyba najtańsza jaką zdarzyło się pić we Francji (jakości nie zapamiętałem). Oczywiście co innego pomyślałbym gdyby jednak francuski pociąg złapał opóźnienie. Jedyną bowiem racją naszej obecności w Abancourt była przesiadka – tam stykały się linie z Rouen (do Amiens) i do Beauvais (z Treport-Mers). Na całe szczęście pociągi jechały dość punktualnie (a zapas był dość spory) i niezelektryfikowaną, jednotorową linią do Beauvais jechałem uspokojony, że na samolot do domu zdążę bez trudu.

Nie wiem, czy mam jakiekolwiek zdjęcia z Abancourt (poza stację się nie zapuszczaliśmy). Ale skoro jechaliśmy tego dnia z cudownego Rouen do uroczego Beauvais (ciekawe ilu z Polaków korzystających z tamtejszego lotniska choćby spróbowało zobaczyć to miasteczko), to przecież zawsze mogę dać zdjęcia z Rouen i Beauvais, prawda? 

Rouen Normandia Normandy Francja France Vieux Marche

Beauvais Francja France Pikardia Picardie

Ach, niedoceniana północna Francjo…

Ventimiglia, skrawek riwiery

Jesień zaczyna gryźć coraz bardziej, dni coraz krótsze, wieczory coraz chłodniejsze… Tęsknota za ciepłymi dniami i krajami coraz silniejsza, zwłaszcza jak Italia by Natalia podrzuca co rano na fejsie irytująco urocze obrazki z Włoch. W takich chwilach otwiera się albumy i foldery ze zdjęciami…

Kiedy byłem w Ventimiglii, notowałem na bieżąco drobne uwagi, dzięki czemu miałem potem praktycznie gotową notkę. Co innego jednak drobne zapiski, a co innego przegląd dziesiątek zdjęć z każdego miejsca i mozolne wybieranie między nimi – dlatego wtedy obrazki lądowały w osobnych, często odległych notkach. Tu – jak widać – przerwa była szczególnie długa, ale za to mamy trochę ciepłych obrazków w czas chłodny (może nie będzie takich protestów jak wtedy, bo jednak jeszcze nie zima).

Więc, jak już było wspominane, Ventimiglia „leży na riwierzy”, czyli między górami…
Ventimiglia Vintimille Włochy Italia rzeka fiume Roia
…a morzem.
Ventimiglia Vintimille Włochy Italia morze mare

Góry z morzem łączy rzeka, która zarazem dzieli miejscowość na część starą i nową. Wspominałem już, że nowa taka bardzo zwyczajna, a stara pełna średniowiecznego uroku, składająca się głównie z uliczek i zaułków.

Ventimiglia Vintimille Włochy Italia starówka zaułek

Ventimiglia Vintimille Włochy Italia starówka zaułek

Nad starymi domami dumnie góruje wieża…
Ventimiglia Vintimille Włochy Italia wieża kościelna chiesa 

A kotu to i tak wszystko jedno.

Ventimiglia Vintimille Włochy Italia kot

Lata, lata, lata dajcie…

Niedaleko od Amatrice

Kiedy przyszła wiadomość o trzęsieniu ziemi we Włoszech, w pierwszej chwili pomyślałem o mieszkającej w tej części Italii znajomej (na jej szczęście chwilowo w Polsce, na co dzień jednak w bezpiecznej odległości od epicentrum). Potem – rejestrując informacje o ofiarach i zniszczeniach – odnotowałem, że w relatywnie niedużej odległości widnieje nazwa masywu górskiego i parku narodowego Gran Sasso. Później przyjrzałem się dokładniej…

Sporo lat temu spędzałem urlop we Włoszech, w mniej sztandarowych okolicach (tak wyszło raczej niż taki był nonkonformistyczny plan). Jednego dnia zrobiliśmy długą wycieczkę objazdową, której kulminacją była wizyta nad jeziorem Campotosto (sztucznym, jak Żywieckie, tylko znacznie wyżej), skąd kontemplowaliśmy widok na majestatyczny masyw Gran Sasso (miłośnicy historii II wojny światowej tu podnoszą paluszki, by wspomnieć o słynnej akcji Skorzeny’ego). Kontemplowaliśmy, robiliśmy zdjęcia (na przemian z aparatu tradycyjnego i pierwszej, posiadanej od paru miesięcy cyfrówki…)

Lago Campotosto Abruzzo Italia Włochy

Jezioro Campotosto – siedzieliśmy po jego zachodniej stronie – znajduje się w odległości góra dwudziestu kilometrów od zrujnowanego trzęsieniem Amatrice. Z pewnej mapy wnioskuję, że siła żywiołu szybko malała, być może nad jeziorem domami tylko zatrzęsło, nie powodując zniszczeń, w żadnych raportach lokalna wioska się nie pojawia. Górom nie zaszkodziło na pewno…

Gran Sasso Abruzzo Italia Włochy

Świąteczne podziękowania

Z okazji rozpoczynających się Świąt Bożego Narodzenia, niniejszym pragnę serdecznie podziękować wszystkim, którzy mi dobrze życzą, zwłaszcza tym, którzy mi przysyłają, przysłali lub przyślą życzenia (bo może się zdarzyć że nie odpiszę albo co).

Dziękuję także tym, którzy życzą mi „z automatu”, w tym:
– Polskiej Akcji Humanitarnej,
– kolejom francuskim (nie wiem, czy nie czytali moich kąśliwych uwag, czy wręcz przeciwnie)
– dealerowi samochodowemu, z którym się pokłóciliśmy jakiś czas temu,
– włoskiej kompanii promowej Tirrenia,
– księgarni internetowej publio.pl, z której biorę chyba tylko darmowe ebuki, 
– wypożyczalni samochodów, z której nie pamiętam czy ostatecznie skorzystałem,
– portalowi Interia,
– (szkoda że mój ulubiony hotel w Lignano Sabbiadoro przestał mi przysyłać życzenia, być może to znak, że już zbyt dawno u nich nie byłem…)

A poza tym oczywiście życzę wszystkim Wesołych Świąt, byście zapomnieli o wszystkim złym, co za nami, i mieli się czym cieszyć przynajmniej przez ten najbliższy czas.

Koperta

Zbieram się do podróży, co oznacza między innymi zrobienie całej masy rzeczy, na które pora wypadałaby zwykle nieco później. Między innymi oznacza to przygotowanie rutynowej korespondencji do urzędu skarbowego… Wydrukowałem sobie co trzeba, podpisałem, ruszyłem do półki z kopertami. Zobaczyłem dwie koperty typu podłużnego (kartkę A4 składa się do niej na trzy, a nie na ćwiartki), pomyślałem sobie „a właściwie dlaczego nie”. Jedna z tych kopert była biała, druga żółta, wybrałem więc białą, podniosłem ją i uśmiechnąłem się. 

Koperta nie była zupełnie zwykłą kopertą. W lewym górnym rogu, gdzie zwykle wpisuje się dane nadawcy (przy przesyłkach poleconych) widniał elegancki emblemat, adres i nazwa: Hotel Cervo Milano. Nawet nie pamiętałem, że wzięliśmy taką kopertę z podręcznej papeterii hotelowej podczas względnie niedawnej (rok jeszcze nie minął) bytności. I nawet, jak sądzę, za bardzo nie podzieliłem się żadnymi wspomnieniami… To w ramach rekompensaty jakieś zdjątko może, ale nie będzie sztampowe (choć sztampowe obiekty w Mediolanie całkiem fotogeniczne są i nadają się do wielokrotnego oglądania).

Residence Porta Nuova Milano Mediolan 2014

Jeżeli ten budynek (bliźniak zza niego wyziera, wokół zresztą sporo różnych wieżowców) wydaje się komuś dziwny, to niech się pogodzi z faktem, że ten budynek jest dokładnie taki, na jaki wygląda – te ciemnie nieregularne plamy to jak najbardziej żywa, rozległa zieleń. 

Residence Porta Nuova Milano Mediolan 2014

A kopertę wziąłem żółtą (bez emblematu).

Migawki watykańskie

Na jednym ze straganów w uliczkach wokół Watykanu widzę damskie torby (albo może: torebki wielkoformatowe, nie znam się) z wielkim (format A4 co najmniej) zdjęciem Papa Francesco. Nie spoglądam nawet na cenę (nie znam nikogo, komu chciałbym rzecz taką kupić, czy to w charakterze pamiątki, gadżetu czy jakimkolwiek innym), ale kiedy już ten stragan minąłem, zaczyna mnie dręczyć myśl: skoro Franciszek jest zwolennikiem ubóstwa, to cena tej torby powinna być niska. Ale nie wróciłem sprawdzić.

Idziemy wzdłuż Murów Watykanu. Jeden, drugi, trzeci zakręt… i jeden element pozostaje niezmienny: długa kolejka ludzi czekających na wejście do Muzeów Watykańskich, od ulicy Leona IV miejsce dla nich wyznaczają specjalne barierki. Wokół nich kręcą się oczywiście liczni łowcy okazji, jedni sprzedają butelki zimnej wody („łan euro” za półlitrową), inni proponują minięcie kolejki poprzez wykupienie wejścia z przewodnikiem (dla wchodzących grupami jest osobne wejście). Mijamy wyniośle i jednych, i drugich, dziękując sobie w duchu za przezorność, że swoje wejście zarezerwowaliśmy przez Internet parę tygodni wcześniej (choć nie ma róży bez kolców, bo gdybyśmy nie zdążyli, to pieniędzy nie zwracają). 

Do wejścia do Bazyliki też kolejka, wyjątkowo nie po bilety, tylko do kontroli bezpieczeństwa. Siedzę przy fontannie i patrzę jak się przesuwa, mimo że długa, to biegnie sprawnie. Upalny, słoneczny lipcowy dzień, masa ludzi kupuje kolorowe parasolki, dzięki nim łatwiej jest zarejestrować kto się o ile przesunął, w sumie nie więcej niż na 15-20 minut czekania. 

Roma

Skręciwszy z najbardziej utartych rzymskich tras, mijamy Ara Pacis Augustae i zatrzymujemy się przy nowoczesnej, bielutkiej fontannie. Właściwie to rodzaj baseniku z płyt kamiennych, w którego dnie osadzono szereg rur tryskających (z tych szerszych). Niski brzeg z jednej strony wprost zachęca do tego, żeby coś w tej fontannie zamoczyć, najlepiej jak najwięcej (temperatura zbliża się do czterdziestki i ani jej w głowie, że to za dużo), ale tuż z boku widać tabliczkę, że do fontanny ze względów bezpieczeństwa wchodzić zakazano, w końcu można sobie rozbić głowę, utopić się albo co jeszcze. Carabiniere żadnego w okolicy nie widać, ale towarzystwo przy fontannie karne, siedzi tylko na tym niskim brzegu i majta nogami w wodzie (jak nie stoi, to nie weszło).

Obserwuję sobie tak z boku (rozglądając się zarazem za jednym z niemal wszechobecnych rzymskich kraników, bo takiej wody z fontanny to strach by się było napić, a nawet twarz przetrzeć). W pewnej chwili do fontanny podchodzi elegancka kobieta (pewnie Włoszka, ale skąd to w Rzymie można wiedzieć), zastanawiam się w myślach, kogo za chwilę spod tej fontanny wyciągnie i zabierze do domu. A ona tymczasem zdejmuje buty na korkowym koturnie, podwija obcisłe czarne spodnie i z niezmiernie zadowoloną miną moczy nogi w wodzie.

Lato. Upał. Rzym. 

Rzymskie zakazy

Zaskoczył mnie Rzym rozplenieniem się rozmaitych zakazów tu i tam. O, na przykład przy fontannach pojawiły się kategorycznie brzmiące zakazy wchodzenia do nich, o ile pamiętam – ze względów bezpieczeństwa. Trzeba przyznać, że przy najbardziej znanych fontannach, jak di Trevi, Czterech Rzek czy na Piazza Spagna zawsze gdzieś plątali się carabinieri czy inni mundurowi, i nieraz dało się słyszeć karcący gwizdek. Oczywiście głównie wtedy i tam, gdzie się plątały rzesze turystów, przy uroczej fontannie z żabami w sercu dzielnicy Trieste jakiś bezdomny spokojnie stał sobie w wodzie, organizował ablucje, pranie i co jeszcze tylko, ale też było to niedzielne przedpołudnie.

San Pietro Vincoli Rzym Roma Włochy Italia

Wyjątkowo zafascynował mnie zakaz, który wypatrzyłem u Świętego Piotra W Okowach. Poszliśmy tradycyjnie odwiedzić rogatego Mojżesza, obejrzeliśmy z profilu i en face (wciąż taki sam), zerknąłem na tabliczkę informacyjną. Stało na niej „ZAKAZANE JEST STAWANIE PRZED FIGURĄ MOJŻESZA W CELU UDZIELANIA GRUPIE WYJAŚNIEŃ”. Cóż, Mojżesz był starannie odgrodzony linami z jakimś czterometrowym zapasem (więc zakaz wchodzenia za liny był dość oczywisty), najwyraźniej sam fakt, że przewodnik stanąłbym przy takiej linie pomiędzy grupą a rzeźbą, jest z jakiegoś powodu karygodny, w sumie niech sobie gada z daleka, a jeszcze lepiej przed kościołem.

zakaz postoju Rzym Roma Włochy Italia

Oczywiście wszyscy wiedzą, po co są zakazy. Dlatego zupełnie nie zdziwił mnie widok w jednej z wąskich, sympatycznych uliczek, gdzie generalnie miejsca do zaparkowania było niewiele (a nie każdy jest w stanie przerobić część parteru na garaż), kiedy wzdłuż muru jeden za drugim zaparkowane były samochody. Nie zdziwił, ale zauroczył fakt, że wszystkie stały pod zakazem postoju, najwyraźniej słowo „ciągły” traktując wysoce filozoficznie (skoro odjadę, to znaczy nie stoję na postój ciągły). 

Na głowie

Junior z Ojcem stoją przed monumentalnym Mojżeszem dłuta Michała Anioła. Junior dla kunsztu rzeźbiarskiego jeszcze wiele zrozumienia nie ma (wolno mu, Ojca zdaniem), więc Ojciec w ramach zachęty podpowiada Juniorowi, żeby się rzeczonemu Mojżeszowi nieco staranniej przyjrzał, i powiedział co tam nietypowego widzi, coś czego Junior nie posiada. Junior patrzy bez przekonania i mówi:
– Flagę.
[Ojciec nie do końca chce się zastanawiać o jaki wyrób flagopodobny mogło chodzić, więc delikatnie kieruje uwagę Juniora w stronę głowy]
– Brodę – rzuca Junior.
[Brodę Mojżesz istotnie ma imponującą, ale Ojciec cierpliwie – wciąż – podsuwa, że może ten Mojżesz ma na głowie coś czego nikt inny nie ma..]
Junior spogląda i mówi;
– Łyżki.

Mojżesz rogaty Michał Anioł Rzym Włochy

Cóż, historycy sztuki widzą raczej rogi (i potwierdzają to źródłami), ale każdemu wolno mieć własne zdanie, w końcu rogi u człowieka występują na głowie równie rzadko jak łyżki.