Gdybym mieszkał w Warszawie, być może był rozsierdzony, oburzony, a nawet rozczarowany – gdybym posiadał nieruchomość w użytkowaniu wieczystym (ale nie mieszkam ani nie posiadam). Jeśli nie mieszkacie w Warszawie, mogliście nawet nie zauważyć tego problemu…
O co chodzi? Jeśli jesteście użytkownikami wieczystymi, to może zauważyliście, że już za parę tygodni Wasze użytkowanie wieczyste gruntu, na którym stoi dom lub blok, zniknie; nie, to nie rabunek, a wręcz przeciwnie. Jeśli nie jesteście użytkownikami wieczystymi, to być może zrobiliście głupią minę – użytkowanie wieczyste to taki szczególny rodzaj prawa do gruntu (państwowego lub komunalnego), które traktuje się prawie jak własność (można sprzedać, można wziąć pod nie kredyt hipoteczny), za co płaci się państwu/gminie 1% wartości gruntu rocznie. Od lat były przymiarki, żeby tę instytucję zlikwidować (nie licząc zachęt do dobrowolnego wykupywania tego gruntu przez użytkownika wieczystego), najnowsza ustawa powoduje, że użytkownik wieczysty gruntu pod domem mieszkalnym automatycznie stanie się jego właścicielem. Pewnie zapytacie, czy za darmo…
Otóż nie za darmo. Co do zasady każdy użytkownik wieczysty będzie musiał przez 20 lat płacić opłatę za przekształcenie, wynoszącą 1% wartości gruntu (czyli zasadniczo tyle samo ile płacił do tej pory) – czyli de facto kupuje grunt za 20% jego wartości. Ustawa pozwala jednak zaoszczędzić trochę, jeżeli ktoś postanowi zapłacić całość jednorazowo – np. za grunt państwowy dostanie się bonifikatę 60% (z tych 20%, żebyśmy się w procentach nie pogubili), jeśli wpłaci się całość w przyszłym roku (później to co roku maleje). Ile wyniesie ewentualna bonifikata w gminie, to już akurat sprawa gminy…
I tu docieramy do istoty problemu. W Warszawie przed wyborami radni uchwalili – zgodnie rządzący i opozycja – że bonifikata wyniesie aż 98%, a w niektórych przypadkach nawet 99%. W tym tygodniu natomiast radni postanowili tę uchwałę zmienić w trosce o budżet miasta, i zmniejszyli wysokość bonifikaty do maksymalnie 60% – co spowodowało oskarżenia o oszustwa wyborcze i tak w ogóle.
Czy to oburzenie jest słuszne? Patrząc w kategoriach „obiecali/oszukali”, niewątpliwie tak. Patrząc natomiast z punktu widzenia cyferek – warszawski użytkownik wieczysty, który będzie chciał zaoszczędzić jak najwięcej, będzie musiał w przyszłym roku zapłacić miastu te 20% wartości gruntu pomniejszone o bonifikatę, czyli kupi „swój” grunt za OSIEM PROCENT jego wartości. Gdyby natomiast obowiązywała uchwała sprzed wyborów, to kupiłby go za CZTERY DZIESIĄTE PROCENTA wartości.
Powiecie: czy to tak naprawdę dużo? Nie znam wycen gruntów warszawskich, więc się nie wypowiem (pomijam ten drobiazg, że płaci się według ostatniej wyceny zrobionej przez miasto, a ta często pochodzi sprzed wielu lat…). Mogę powiedzieć jedynie, że moje stare mieszkanko w zupełnie innym mieście, w fajnej dzielnicy, jest warte jakieś 200-250 tysięcy złotych, a grunt pod nim jakie 3 tysiące złotych. Jeśli szybko policzyliście w myślach, to już wiecie, że opłata za wykup wyniesie w przyszłym roku jakieś 250 złotych… Oczywiście, w Warszawie może być dużo więcej, ale w dalszym ciągu mówimy o OŚMIU PROCENTACH wartości (a oburzeni liczyli, że będzie o ponad siedem mniej).
I tyle afery.