Sezon F1 kręci się w najlepsze, aż trudno pisać o poszczególnych wyścigach, kiedy się ma usta rozdziawione z zachwytu (poza tym, mówiąc szczerze, w tylu miejscach piszą fajnie, że ledwo nadążam czytać, i trudno przy tym wydobyć jakiś oryginalny ton, a notowanie dla notowania znudziło mi się dawno temu).
Dominującym hasłem w tym sezonie jest oczywiście „postęp” i „zmiana”, zmiany technologiczne zaowocowały przetasowaniami w stawce i masą nowych, wciąż oswajanych rozwiązań (skutkiem ubocznym jest fantastyczne ściganie, co marudy jakoś zwykle przegapiają). Kierowcy i ekipy wciąż poznają możliwości swoich szalejących maszyn, rejestrując każde drgnienie z dokładnością do setnych sekundy i starając się z niego wycisnąć maksimum informacji. Nieoczekiwanym efektem stało się podawanie na bieżąco informacji, że „w zakręcie nr 3 możesz nadrobić dwie dziesiąte sekundy bo partner daje radę” lub „odpuszczaj gaz przed zakrętem jedenastym, to zaoszczędzisz paliwo nie tracąc na czasie”. Złośliwi zaczęli mówić, że kierowcy są sterowani z boksów…
Przesadzanie zwykle źle się kończy. W tym sezonie FIA pogroziła już raz palcem, uznając, że zespoły zaczęły przesadzać z tzw. systemem FRIC (pozwalającym na stabilizowanie samochodu przez hydrauliczne połączenie przedniego i tylnego zawieszenia) do tego stopnia, że stał się on zakazanym „ruchomym urządzeniem aerodynamicznym”. Tym razem uznano, że takie rozmowy z kierowcą mogą stanowić naruszenie zasady, że kierowca prowadzi samochód samodzielnie (i przy okazji zakazu przekazywania do samochodu danych) – a w konsekwencji sprecyzowano, że nie wolno przekazywać przez radio informacji dotyczących osiągów samochodu lub kierowcy (po więcej szczegółów odsyłam do Mikołaja Sokoła, bo nie będę tego przepisywał ani przeklejał).
Jako że ludzie są.. ludźmi, natychmiast zaczęły się rozważania, czy zespoły mogą próbować przekazywać informacje w sposób zaszyfrowany. Żadna to nowina, mnie się nasunęła analogia brydżowa – już nieoceniony Janusz Mikke (pseudonim artystyczny znacie) asystując Andrzejowi Macieszczakowi pisał, że najbardziej typowym dla brydża sposobem oszukiwania jest nielegalne przekazywanie informacji partnerowi (ponieważ wszelkie formy werbalne przy brydżowym stoliku są zakazane, zostają wszelkie próby przekazywania informacji gestem). Tak w brydżu, jak i w wyścigach, problemem jest ograniczona ilość możliwych kodów, zwłaszcza w relacji do ilości możliwych do przekazania informacji – zwłaszcza że i tu, i tu przyłapanie może rodzić konsekwencje czyniące całą zabawę grą niewartą świeczki.
Nie spodziewam się więc zbyt wielu dziwnych komunikatów, i oczekuję, że – wbrew tytułowi – wyścigi staną się bardziej… wyścigowe, oldschoolowe wręcz, kiedy kierowca będzie z jednej strony sam pilnował co mu się w samochodzie dzieje, a z drugiej sam wyważał między ostrożnością a ryzykiem, szukając granicy – czy też, jak mówią w motosporcie: limitu.