Dlaczego?

Kiedy dzieci są małe, są (zwykle) ciekawe świata. Przejawia się to między innymi zadawaniem wielu pytań zmierzających do ustalenia DLACZEGO coś jest tak, a nie inaczej, dlaczego coś działa i w ogóle dlaczego wszystko. Rodzic dość często czuje się przytłoczony tymi pytaniami i cichutko wzdycha za chwilą, w której takie pytania się skończą. 

Z czasem pytania faktycznie się kończą (prędzej czy później nastanie faza bycia najmądrzejszym). Przekłada się to przekonania, że mleko bierze się ze sklepu, a światło zapala się tylko dlatego, że ktoś pstryknął w pstryczek, pstryk.

W pewnej chwili Junior zameldował się u Ojca z niezadowoloną miną i wygłosił komunikat, że głupia drukarka nie chce drukować. Ojciec, jako doświadczony użytkownik rozmaitych sprzętów (a w praktyce także administrator domowych systemów informatycznych), z ciężkim westchnieniem ruszył zobaczyć cóż takiego się stało, przezornie zaczynając od sprawdzenia czy drukarka jest włączona (pozycja nr 1 na liście błędów w każdym podręczniku użytkownika, nigdy nie czytanej przez użytkowników). Była włączona, więc skierował się do komputera stojącego w drugim pokoju. Przyjrzał mu się chwilę, po czym zadał Juniorowi krótkie pytanie:
– A router wifi włączyłeś? 
(bywa wyłączany, poprzez wyłączenie listwy zasilającej) 

Junior obruszył się:
– Przecież drukarka jest na tej drugiej listwie…

Dlaczego, westchnął Ojciec.

to słucham

Środa po Świętach była dniem roboczym dość leniwym, takim rozbiegowym trochę, nawet mało kto dzwonił, a jeśli nawet to ludzie z poważnymi sprawami. 

Czwartek z kolei zaczął się telefonem dzwoniącym o ósmej rano. Spojrzałem na wyświetlacz, uznałem – po kierunkowym – że osoba dzwoniąca z odległego zakątka Polski (imaginuję sobie że mogła to być Barłożnia Gościeszyńska) nie ma do mnie pilnej i ważnej sprawy, a jedynie dzwoni z jakiegoś call center, niemniej odebrałem, bo nigdy do końca nie wiadomo, gdzie któryś z banków obsługujących moje karty kredytowe postanowił outsourcować obsługę. Rzekłem do słuchawki suche „słucham” i nasłuchiwałem. Najwyraźniej tempo mojego odbierania zaskoczyło osobę z drugiej strony, bo przez dobrych kilka sekund nie odezwała się, a kiedy zebrała się – zdążyłem już odsunąć telefon od ucha i ze zgryźliwym uśmiechem rejestrowałem dźwięk dobiegający z głośniczka, wskazujący że ktoś próbuje mimo wszystko nawiązać ten kontakt; cóż, panny roztropne gotowe są na właściwy moment… (i nie jest to aluzja do płci czy stanu cywilnego drugiej strony)

Kilka godzin później podjęta została druga próba. Sięgnąwszy po odłożony gdzieś z boku telefon spojrzałem na wyświetlacz, pomyślałem w duchu, że numer podobny (z dokładnością do kierunkowego, nie rejestruję szczegółów), odebrałem i ponownie rzuciłem „słucham”. Tym razem po chwili ktoś się odezwał, lecz w sposób taki dziwnie niepewny, jakby był zaskoczony że nawiązaliśmy rozmowę, w każdym razie nie wyszedł poza „dzień dobry” i zawieszenie głosu, zupełnie jakbym to ja dzwonił a nie na odwrót. Dla podtrzymania kontaktu powtórzyłem więc do słuchawki „słucham”.

I wtedy usłyszałem w słuchawce:
– A to sobie słuchaj.

Rozbawiło mnie – przynajmniej było krótko i oryginalnie, ktokolwiek to dzwonił.

Niewyspany Hulk

Świt. Junior obudzony wcześniej przez Matkę, jest wizytowany przez Ojca w celach motywacyjnych związanych z Newtonowską dynamiką sempiterny. Junior zbolałym głosem (nieco smarka) rzecze do Ojca:
– Ale ja jestem strasznie niewyspany…

Na co Ojciec w lot odpowiada:
– Ja też jestem niewyspany, wstałem godzinę temu…*

I tylko Junior nie wie, że Ojciec w duchu dopowiada „jestem zawsze niewyspany” głosem Bannera z Avengersów – kiedy ten przed transformacją w Hulka mówi do Rogersa „Zdradzę ci sekret: jestem zawsze wkurzony”. 

*na faktach

W gościnie

Junior zgłasza się do Ojca po stuzłotową zaliczkę na szkolną wycieczkę (dobrze jest otrzymywać esemesy od dziecka, ale dlaczego „kochane pieniądze dajcie rodzice”?). Otrzymany banknot ogląda przez chwilę, po czym stwierdza:
– Po raz pierwszy w moim portfelu zagości banknot stuzłotowy…

Ojciec mruknął pod nosem, że faktycznie banknot będzie tam tylko gościem i to na krótko. 

Laser w gazecie

Junior w ramach zajęć domowych zabrał się do rozdrabniania suszonych krewetek dla Żółwia (są za duże „na raz”, więc niestety trzeba je ręcznie łamać na kawałki, a lepiej to zrobić raz na jakiś czas hurtowo). W tym celu rozłożył gazetę na podłodze, wysypał zawartość pudełka, i dzieli.

W pewnej chwili znad tych krewetek pyta wykonującego nieopodal inne prace domowe Ojca:
– Ojciec, a co to właściwie jest laser?

Ojciec w duchu zadaje sobie na początek pytanie „skąd mu się to tym razem wzięło” – bo nie wie, czy Junior zasłyszał ten laser od kolegów, przeczytał w książce, natrafił w TV lub w komputerze, no i w jakim kontekście.. W każdym razie po krótkim namyśle odpowiada, że to taki specjalny promień światła i pyta skąd taka kwestia.

Na to Junior odpowiada znad krewetek:
– Bo tu w gazecie jest laserowe usuwanie żylaków…

I tyle byłoby jeśli chodzi o broń z SF. 

Pomagator

Język polski, jak wiadomo, plastycznym okrutnie jest, i aż zachęca do słowotwórstwa. W przypadku dzieci nie zawsze wiadomo jednak, czy to zabiegi świadome, czy wynik jedynie pewne wciąż jeszcze niezdarności językowej.

W przypadku Juniora, mówiąc szczerze, dość często mamy do czynienia ze zwyczajnymi wygłupami, któym bliżej jest przekręcania z czystej przekory niż świadomemu słowotwórstwu (i bywa to mocno irytujące). Kiedy więc Ojciec słyszy, jak Junior zabierając się do jakieś zadanej mu pracy, wybiera do towarzystwa jakiegoś pluszaka i mówi:
– To będzie mój POMAGATOR,
to reaguje nieprzychylnie, stwierdzając że nie ma takiego słowa.

A potem się dziwi, jak mu Matka z Juniorem pospołu kontrują, że jest. Bo w podręczniku tak nazwano jakiegoś kosmicznego stworka. 

Losowy klient

Dzwoni telefon. Numer na wyświetlaczu jest mi nieznany, patrzę na niego z podejrzliwością, bo zalatuje podłódzkim zagłębiem call-center, ale z tej okolicy czasem do mnie dzwonią w moich sprawach, więc niechętnie odbieram. Z drugiej strony jakaś pani(enka) atakuje mnie słowotokiem wprost ze szkolenia, przedstawiając się jako Instytucja Finansowa Bez Nazwy. Przeczekuję dwie minuty prezentacji znakomitej i niepowtarzalnej oferty, aż padnie sakramentalne „I co Pan na TO?”

I wtedy nieprzyjaźnie pytam:
– A skąd Instytucja Finansowa ma mój numer telefonu?

Spodziewam się usłyszeć nazwę jakiejś firmy handlującej danymi (cóż, każdemu się czasem zdarzy zdeponować gdzieś własne dane osobowe, a wysyłanie pism o usunięcie danych z bazy jest zajęciem jałowym i nudnym) – ale nie, Instytucja ma dla mnie niespodziankę:
– Proszę Pana, nie mamy Pana numeru, system komputerowy losowo generuje numery telefonów, na które dzwonimy…

Na tym rozmowa z Instytucją się zakończyła, klient losowo wybrany przez System nie czuł się zmotywowany do kontynuowania znajomości. 

Nauka na cudzych doświadczeniach

Junior kupuje co tydzień gazetę motoryzacyjną (eh, na pewno już o tym pisałem, ale przez te lata już nie pamiętam gdzie, a szukać mi się nie chce). Jako dziecię życzliwe,* proponuje Matce na początek, by również przejrzała (furda stereotypy, mając dziecię zmotoryzowane Matka również wyszkoliła się w kwestiach motoryzacyjnych). I popołudniową porą następuje dialog:
M: – Przeczytałam już gazetę, możesz sobie zabrać.
J: – I co, ciekawa?
M: – No właśnie nie, tym razem dość nudna.
J: – A co najbardziej?

Przynajmniej tym razem korzysta z cudzych doświadczeń.

*noo… nie, jednak nic nie powiem

Sposób

Takie teraz czasy, że podręczników dodaje się płyty komputerowe. Nie jest to oczywiście jakiś straszliwie odjechany pomysł, zwłaszcza jeśli chodzi o płyty używane na zajęciach komputerowych (tak się nazywają na etapie klas 1-3), niemniej jest to dodatkowy drobiazg o którym trzeba pamiętać. 

Tak się złożyło, że po feriach Junior nie może odnaleźć swojej osobistej płyty na zajęcia komputerowe. Dość szeroko zakrojone poszukiwania na razie nie przyniosły rezultatu, więc Rodzice (choć nie bardzo są w stanie zrozumieć jak Junior mógł się tej płyty pozbyć) liczą się z tym, że się jej nie uda odnaleźć, a przynajmniej nie przed najbliższymi zajęciami komputerowymi. Stawiają więc przed Juniorem Wielkie Pytanie:
– A jak się ta płyta nie znajdzie to co zamierzasz zrobić?

Na co Junior po krótkim namyśle odpowiada:
– Trzeba napisać do wydawnictwa, może przyślą… 

Życie telemarketera, czyli rozmowa z klientem

– Dzień dobry czy pan X?
– Tak.
– Dzwonię z firmy ABC, czy mogę panu zająć chwilę…
– Proszę.
– Dziękuję bardzo. Firma ABC przygotowała dla pana niezmiernie interesującą ofertę…
[opisać znakomity produkt]
[opisać zalety nabycia produktu]
[opisać najkorzystniejszy wariant proponowany klientowi]
…co pan na to?
– Zupełnie nie jestem zainteresowany, ale nie chciałem panu przerywać.