Żółty pył

Pamiętnej burzliwej wiosny zeszłego roku (katastrofa, wulkan na Islandii, ulewy, powodzie), zauważyłem pewnego dnia najpierw na szybach samochodów, a potem i na skraju kałuż, cytrynowożółte ślady. Wtedy pomyślałem, że to dotarły do nas ślady wulkanicznego pyłu wyrzuconego przez wulkan i wypłukały się z chmur, zwłaszcza że nie kojarzyłem podobnych śladów w latach wcześniejszych.

W tym roku o wulkanach ciszej (nawet jak gdzieś się uaktywniają, to bez takich dramatycznych skutków, no i daleko od nas), a żółte ślady znowu widzę gdzieś od przedwczoraj. 

To chyba sosny gdzieś w okolicy masowo dojrzały w zeszłym roku i zaczęły pylić. Tak tłumaczono mi to w zeszłym roku, tak sobie to tłumaczę i w tym. Nie przeszkadza mi to ani trochę, czy to zdrowotnie, czy estetycznie, jest sobie jak jest i niech będzie. 

Re-re kum-kum

Słońce zaszło, noc była ciemna i cicha. O tyle cicha, że pochowały się dzienne odgłosy Miasta.

W tej cichości dobrze było słychać naturalne odgłosy wieczoru. W niejeden cichy wieczór słuchałem, jak czadu dają cykady, ale tu i teraz bardziej pasują żabie koncerty.* Bo przecież żadne żaby nie grają tak pięknie jak polskie.

A rano przyleci bocian.

PS. Następnym razem zajmę się kukułką.

[*że też człowiek własnych notek nie pamięta..]

Zabrali mi ciemność

Ostatnio wzdłuż głównej drogi strasznie coś kombinowali z elektryką. Sądziłem zrazu, że naprawiają jakieś usterki po niedawnych wichurach (dzięki którym miałem notabene dzień unplugged, zrazu zdawało się, że tylko poranek, ale komunikaty Vattenfalla były coraz bardziej pesymistyczne, w sumie skonczyli chyba po 8-9 godzinach). Dzisiaj mieli robić coś w najbliższej okolicy, bo nawet zapowiadali wyłączenia u sąsiadów.

Wyszedłem wieczorem z psem, idę niespiesznie i nagle: ki czort? Co to za zmiana w scenach mojego widzenia? Tam, gdzie zwykle lubiłem popatrzeć na gwiazdy, wali jasnością po oczach. No tak: te roboty, to modernizacja całego oświetlenia ulicy, a przy okazji dostawienie paru dodatkowych latarni. Niektórym pewnie w to graj, ja jednak póki co ze smutkiem stwierdzam, że tyle by było z akcji Ciemne niebo.

Nie lubię tego. Patrzeć na gwiazdy będę musiał chodzić gdzieś w bok, na skraj łąki (ale wtedy niestety już nie ma tak równo pod nogami).

Prawie jak UFO

Miał jakieś może półtora metra wysokości, szerokości nie umiem ocenić. Wisiał nad drogą na skraju osiedla, może dwa metry nad ziemią. Zachowywał się jakby nie zwracał uwagi na otoczenie, nie uciekał, także kiedy zacząłęm iść w jego stronę. Kiedy do niego doszedłem, otulił mnie jakby chciał mnie poznać, póki nie przeszedłem.

prawie jak UFO czyli pasek mgły

Nigdy dotąd nie widziałem tak wyraźnie wyodrębniającego się paska mgły.

W zimowej mgle

Wyszedłem jak co rano na spacer z psem. Przyzwyczaiłem się już, że niebo o poranku potrafi być śnieżnie bielutkie, jakby prześcieradłem zasłonił, dzisiaj jednak ta biel była ciut inna, bo jeszcze mgłą zaciagnięta. Podreptaliśmy na łąkę z jej ćwierć metrem śniegu, zaczęliśmy wchodzić głębiej w biel.

Było – dziwnie, tak biało aż do przesady. Szczyt zaskoczenia osiągnąłem w chwili, kiedy znalazłem miejsce, gdzie równa połać śniegu nie była zmącona żadnym wystającym badylem, ani nawet żadnymi wydeptanymi akcentami, a jednocześnie wszystkie bardziej odległe punkty zniknęły we mgle. Stałem i patrzyłem: nie było wiadomo, czy niebo sięga aż do stóp, czy śnieg wspina się gdzieś w górę, granicy między nimi nie było.

To naprawdę interesujące uczucie, kiedy zupełnie niemetaforycznie ostatnią rzeczą, jaką widzisz przed sobą, jest czubek własnego nosa.

Kaczusia Piotrusia

Beaujoulais Noveau est arrivee!*  W taki dzień podczas wieczornego spaceru z psem tym milej śpiewa się stare piosenki.  Tę poznałem w klimatach zapiewajłów ogniskowych (chyba grał i śpiewał ją Tomek Gajownik, pozdroofka), potem zapoznałem autorską wersję Zespołu Reprezentacyjnego.

Kaczusia Piotrusia zdążyła jajko znieść
Lecz tak była uparta, że zmarła i cześć.

Kaczusia Piotrusia zły rum zrobiła,  
Choć się go potem wyparła, bo zmarła, a co.

Kaczusia Piotrusia na jajku siedząc wspak
Now pióra wydarła i zmarła, a jak.

Kaczusia Piotrusia samotnie żyła,
Więc jajka i pióra także są nasze, okay.

Cholera, my nieraz, pytamy patrząc w dal
Jak tam w niebie kaczusia Piotrusia się ma, kwa-kwa..

Uroda tekstu sprawia, że śpiewać możemy i do oryginału, czyli La cane de Jeanne Brassensa.

Ale tubka z Zespołem Reprezentacyjnym też nie zawadzi.

*pardon my french

Idzie zimne

Patrzę na prognozę pogody na noc i prawie oczy przecieram: +7. Jak wyprowadzałem psa, faktycznie jakoś chłodnawo było, bardziej niż przywykłem. I tak sobie myślę – jedna, druga taka noc, i ludzie zaczną się dopytywać, kiedy rozpocznie się sezon grzewczy i kaloryfery zrobią się ciepłe. Kiedyś (na czasowym pograniczu komuny) sezon zaczynał się 15 października, chyba że wcześniej o 21.00 przez 3 dni z rzędu temperatura była poniżej +10. Czyli tyle, ile właśnie pokazuje mój termometr zaokienny.

Ja sobie w domu sam sezonem grzewczym, ale jakoś jeszcze nie mam ochoty odpalać pieca..

Państwa, miasta..

Junior lubi zabawy w wyliczanki. Już dawno temu uprawiał grę w „o Oplach„, dokonując później jej kolejnych modyfikacji. Wraz z poszerzaniem wiedzy o całość alfabetu oraz znajomość atlasu (bo sformułowanie znajomość geografii byłoby może jeszcze na wyrost, nawet pamiętając że mówimy o plus minus pięciolatku), nową mutacją stała się odmiana poczciwej gry w „państwa, miasta, cośtam..”, polegająca na wymienianiu do oporu państw i miast na umówioną literę (szczegółowe reguły są stale modyfikowane, więc pomińmy detale). I oto któregoś dnia podczas wspólnego spaceru z psem (wtedy najczęściej ta zabawa jest w użytku), Junior toczy z Matką grę na literę „S”. Spacer jest dość długi, więc trzeba coraz głębiej sięgać do zakamarków pamięci, aż w końcu Junior po namyśle wypala:

– Starożytny Rzym!

Śmiech Rodziców był szczery i głęboki. Odpowiedź oczywiście została zaliczona:)

Leje dysc, leje dysc, leje sikawica..

Oj leje dzisiaj od nocy. Trzy razy wyprowadzałem psa i cały czas bylo tak samo – woda z góry, woda pod nogami, woda na psie (ręcznik kąpielowy na raz). Wyposażony w wysokie gumioki biorę psa na pobliską łąkę, która zmienia się prawie że w pole ryżowe – zielone wystaje z wody, na ścieżkach strumyczki, a na dole łąki kałuża po kostki. Z brzegu łąki ktoś tu i tam wysypał w zeszłym roku parę wywrotek ziemi; dzisiaj zauważyłem, że jeden z powstałych pagóreczków leży na trasie spływu wody. Woda nie patyczkowała się, wpłynęła pod spód i wypływa z drugiej strony tryskającym źródełkiem:)

źródełko na łące

A na dole łąki, gdzie jest dół z wlotem kanału położonego w ciągu dawnego cieku wodnego (uaktywniajacego się przy podwyższonej ilości wody, czyli podczas opadów lub roztopów), zrobił się mały wodospad.

mini wodospad deszczowy

Ech, nostalgiczne wspomnienie za czasami dzieciństwa, kiedy człowiek w gumiokach (jak padało) lub sandałkach (jak ciepło) brodził w wodzie, bawiąc się w rozmaite kanaliki, tamy i inne urządzenia małej inżynierii wodnej:)

Odgłosy wiosny

Nieopodal mojego osiedla, jakieś parę setek metrów, znaleźć można kilka niewielkich stawków. Spacerując z psem po zmroku, słuchałem, jak w tych stawkach zaczęły grać żaby.

Późno bo późno, ale rozkwitają drzewa owocowe: wiśnie, jabłonie, śliwy.. Siedziałem dzisiaj pod kwitnącą gruszą, a w uszach stale miałem brzęczenie pszczół uwijających się w kwiatach.

Bażanty mogą skrzeczeć przez rok cały, ale świergotanie większości ptaków najsilniejsze jest na wiosnę. Tylko trzeba się wybrać w ciche miejsce, najlepiej skoro świt.

I do tego szelest trawy poruszanej przez uciekającego zająca.

Wiosna – jak to brzmi!