Pamiętnej burzliwej wiosny zeszłego roku (katastrofa, wulkan na Islandii, ulewy, powodzie), zauważyłem pewnego dnia najpierw na szybach samochodów, a potem i na skraju kałuż, cytrynowożółte ślady. Wtedy pomyślałem, że to dotarły do nas ślady wulkanicznego pyłu wyrzuconego przez wulkan i wypłukały się z chmur, zwłaszcza że nie kojarzyłem podobnych śladów w latach wcześniejszych.
W tym roku o wulkanach ciszej (nawet jak gdzieś się uaktywniają, to bez takich dramatycznych skutków, no i daleko od nas), a żółte ślady znowu widzę gdzieś od przedwczoraj.
To chyba sosny gdzieś w okolicy masowo dojrzały w zeszłym roku i zaczęły pylić. Tak tłumaczono mi to w zeszłym roku, tak sobie to tłumaczę i w tym. Nie przeszkadza mi to ani trochę, czy to zdrowotnie, czy estetycznie, jest sobie jak jest i niech będzie.