Dla ministra…

 

Junior znów rozwiązuje krzyżówkę, tym razem w domu. Tu dostaje podpowiedź, tam sam bez trudu wymyśla, jakoś to idzie. Biedzi się dobrą chwilę nad czteroliterowym słowem pionowo (krzyżówka panoramiczna, więc nie powiem ile pionowo), opis: „DLA MINISTRA”. Myśli, myśli, w końcu proponuje:

– CELA.

Wszystkim jakoś zrobiło się weselej.

a mówią, że kościół tylko ogłupia

Podczas wizyty u Babci i Dziadka z okazji Dnia Babci i Dnia Dziadka, Junior oddaje się rozwiązywaniu krzyżówki (nie bez pomocy wszystkich dokoła) znalezionej w gazecie z programem (szukał jej w tym celu). Jedne hasła idą mu lepiej, inne gorzej, natrafia na hasło „część długu” –  zanim ktokolwiek zdąży zapytać choćby ile to ma mieć liter, wypala radośnie „rata!”.

Ojciec zaczyna się w duchu zastanawiać, skąd dokładnie u Juniora taka wiedza. Nie wyklucza że gdzieś przeczytał (choćby w innej krzyżówce…), przypomina sobie także, że już w pierwszej klasie podstawa programowa obejmowała pojęcie długu, może przy okazji pojawiła się terminologia szczegółówa, a może temat był rozwijany, w każdym razie o żadnej lekcji z panią z banku jeszcze nie słyszał…

Domysły zdają się jednak psu na budę, gdyż po chwiliJunior postanawia wyjaśnić źródło swojej wiedzy i tłumaczy:
– Bo ksiądz raz za razem powtarza w ogłoszeniach, że wciąż jest do spłacenia dług za remont dachu kościoła i że w tym tygodniu przypada do zapłaty kolejna rata… 

Laser w gazecie

Junior w ramach zajęć domowych zabrał się do rozdrabniania suszonych krewetek dla Żółwia (są za duże „na raz”, więc niestety trzeba je ręcznie łamać na kawałki, a lepiej to zrobić raz na jakiś czas hurtowo). W tym celu rozłożył gazetę na podłodze, wysypał zawartość pudełka, i dzieli.

W pewnej chwili znad tych krewetek pyta wykonującego nieopodal inne prace domowe Ojca:
– Ojciec, a co to właściwie jest laser?

Ojciec w duchu zadaje sobie na początek pytanie „skąd mu się to tym razem wzięło” – bo nie wie, czy Junior zasłyszał ten laser od kolegów, przeczytał w książce, natrafił w TV lub w komputerze, no i w jakim kontekście.. W każdym razie po krótkim namyśle odpowiada, że to taki specjalny promień światła i pyta skąd taka kwestia.

Na to Junior odpowiada znad krewetek:
– Bo tu w gazecie jest laserowe usuwanie żylaków…

I tyle byłoby jeśli chodzi o broń z SF. 

Pomagator

Język polski, jak wiadomo, plastycznym okrutnie jest, i aż zachęca do słowotwórstwa. W przypadku dzieci nie zawsze wiadomo jednak, czy to zabiegi świadome, czy wynik jedynie pewne wciąż jeszcze niezdarności językowej.

W przypadku Juniora, mówiąc szczerze, dość często mamy do czynienia ze zwyczajnymi wygłupami, któym bliżej jest przekręcania z czystej przekory niż świadomemu słowotwórstwu (i bywa to mocno irytujące). Kiedy więc Ojciec słyszy, jak Junior zabierając się do jakieś zadanej mu pracy, wybiera do towarzystwa jakiegoś pluszaka i mówi:
– To będzie mój POMAGATOR,
to reaguje nieprzychylnie, stwierdzając że nie ma takiego słowa.

A potem się dziwi, jak mu Matka z Juniorem pospołu kontrują, że jest. Bo w podręczniku tak nazwano jakiegoś kosmicznego stworka. 

Klej

Każdemu zdarzają się w życiu drobne potknięcia. O, na przykład takie, że sobie klejem spodnie pobrudzi… Niejednemu z trudem przychodzi potem wyznanie szczegółow, choć to przecież (zwykle) nic wstydliwego, powiedzieć skąd się wzięła plama z kleju, skoro już i tak o niej wiadomo. 

Taki przypadek zdarzył się i Juniorowi. Pomimo przyciskania przez Rodziców nie mógł się zdobyć na sensowną odpowiedź, jak doszło do poplamienia klejem spodni. Żeby uniknąć eskalacji sytuacji, Rodzice nakazali zatem, by Junior już nie próbował tego powiedzieć, tylko by spokojnie – ograniczając emocje – odpowiedź zapisał. I po jakimś czasie Junior przyniósł Ojcu kartkę z odpowiedzią. Ojciec zerknął i…

Dlaczego klej jest na spodniach?

Klej jest bo mi spadł
na spodnie spadł mi wszak.
Otwarty klej spadł mi na spodnie
spadł mi, bowiem był
klej na końcu tubki, spadł stamtąd na spodnie.
Było to tak: przyklejałem klejem, w książce
na ławce, a klej był
na brzegu ławki.
Spadł stamtąd
i zabrudził mi spodnie”

/Junior, „Klej”, fragment/

…powstrzymał wszelkie emocje kłębiące mu się wewnątrz, zapanował nad mimiką twarzy, nie wydał z siebie żadnego odgłosu (który mógłby zawierać śmiech, płacz i kwik). W te pędy zaniósł kartkę Matce, ona również jakoś nad sobą zapanowała.  

Sposób

Takie teraz czasy, że podręczników dodaje się płyty komputerowe. Nie jest to oczywiście jakiś straszliwie odjechany pomysł, zwłaszcza jeśli chodzi o płyty używane na zajęciach komputerowych (tak się nazywają na etapie klas 1-3), niemniej jest to dodatkowy drobiazg o którym trzeba pamiętać. 

Tak się złożyło, że po feriach Junior nie może odnaleźć swojej osobistej płyty na zajęcia komputerowe. Dość szeroko zakrojone poszukiwania na razie nie przyniosły rezultatu, więc Rodzice (choć nie bardzo są w stanie zrozumieć jak Junior mógł się tej płyty pozbyć) liczą się z tym, że się jej nie uda odnaleźć, a przynajmniej nie przed najbliższymi zajęciami komputerowymi. Stawiają więc przed Juniorem Wielkie Pytanie:
– A jak się ta płyta nie znajdzie to co zamierzasz zrobić?

Na co Junior po krótkim namyśle odpowiada:
– Trzeba napisać do wydawnictwa, może przyślą… 

Geografia kotletów

Dla ułatwienia sobie (i innym) życia Ojciec od czasu do czasu produkuje w kuchni większy zapas dań obiadowych, które następnie się zamraża i wyjmuje odpowiednią porcję we właściwym momencie (w tym średnio na co drugi obiad Juniora w dzień szkolny). Wszystko jest precyzyjnie opisane, więc w każdej chwili wiadomo co można wyjąć i rozmrozić (i ile czego jest, rzecz jasna). 

Dziś Ojciec powrócił do domu w porze obiadowej i zoczył na Juniorowym talerzu kotlety mielone. Produkował je ostatnio w kilku wersjach, różniących się zwykle składem, a czasem i technologią (smażone vs pieczone), więc jakoś tak zaczął się przyglądać, starając się rozpoznać swoje dzieło. Junior wejrzał nań wzrokiem dziwnym, więc Ojciec uprzejmie wyjaśnił, że zastanawia się co to za kotlety.

Junior postanowił być pomocny i odrzekł:
– Ten jest lewy, ten jest prawy, a tamten jest górny… 

Bliźniaki…

Zamiłowanie Juniora do spędzania czasu nad kalendarzem było już wspominane, choć teraz nie jest to już kalendarz „kartkowy” dzienny, tylko zwykły ścienny miesięczny. Postudiował go jednak (i to nie tylko tegoroczny) na tyle uważnie, by zastrzelić Ojca stwierdzeniem:
– Ojciec, a kwiecień i lipiec to są bliźniaki!

– ……..????

– Bo zaczynają się zawsze w ten sam dzień tygodnia?

(Istotnie, (30+31+30):7=13)

Czosnek uzdrowiciel

Czosnek, bez względu na pochodzenie, ma reputację „samo zdrowie” – uodparnia, leczy, a że przy okazji zapach ma powalający, no trudno, czego to ludzie nie robią dla zdrowia. Co prawda jakieś Hamerykany testowały tenże czosnek pod kątem „komu i na co pomaga” i wyszło im, że jeśli ktoś nie wierzy w moc czosnku, to mu nie pomoże, a jak wierzy, to i wierzy że pomogło, ale z tymi Hamerykanami to już tak, że co zbadają, to im inny wynik wychodzi. 

Ponieważ Juniorowi przy śniadaniu solidnie w nosie grało (a wydmuchiwanie szło opornie), po zakończeniu śniadania Ojciec wziął do ręki na wpół starty (po smarowaniu tostów) ząbek czosnku. Kiedy przybliżył go do Juniorowego nosa (aby zapachem czosnku pobudzić nos), Junior uznał, że kategorycznie sobie tego nie życzy, odskoczył i zaczął smarkać na potęgę. I jak tu nie wierzyć w moc czosnku, ciężko to podciągnąć pod placebo. 

Ojciec nie wie jakiego pochodzenia był ten czosnek.