Migawki z Planicy

Planica. Skakanie w przedpołudniowym słońcu dziś jak za najlepszych czasów, z wiaterkiem pod narty i lataniem nad smrekami. Różnica względem zamierzchłych czasów taka, że w dole zeskoku nie widać mokrych plam topniejącego śniegu, widocznie chemia go lepiej trzyma (wszędzie wokół poza zeskokiem ani śladu zimy, w końcu to już wiosna).

Kiedyś człowiek z zapartym tchem patrzył na dwieście z haczykiem, potem na dwieście dwadzieścia plus, teraz otwiera buzię przy przekroczeniu dwóch boisk piłkarskich (plecy Janne Ahonena pamiętają). Wąsacz Johansson szaleje, był pewnie pierwszym człowiekiem na świecie, który na dwóch różnych skoczniach poleciał ćwierć kilometra. Król Kamil ochrzcił zadkiem śnieg bijąc rekord skoczni, ale że sędziowie przymknęli oko, to te 251,5 metra pewnie się ostanie (w oficjalnych wynikach konkursu póki co jest).

Zastanawiam się, jak Włosi mówią swojemu aktualnemu trenerowi: Luca, czy Łukasz? Fajnie się patrzy, kiedy tacy niegdysiejsi outsiderzy się sprawują, dziś zabrakło im przynajmniej trzeciego, żeby awansować do drugiej serii kosztem Czechów (u nich też widać jakąś przyszłość, ale tam Polak nie pracuje). Wczoraj był piękny moment, kiedy Insam z Colloredo liderowali stawce i mieli już pewny awans do drugiej serii, ciekawe czy Łukasz da radę jeszcze kogoś tam rozwinąć. 

Miła jest świadomość, że potrzeba cudu, żeby Polakom odebrać Puchar Narodów. Nawet gdyby jutro nie startowali, to rywale musieliby całą drużyną stanąć ex aequo na najwyższym stopniu podium (obsadzenie całego podium to za mało). Z kolei żeby Stoch mógł zgarnąć Puchar Świata, to… musieliby Krafta zdyskwalifikować (nawet przy upadku dałby radę wejść do piętnastki, sądzę). Ale i tak miło.

Odwiedziłbym kiedyś tę Planicę, może być i latem.

Tuzin

Takie mecze wspomina się potem dekadami. Całe pokolenie będzie mogło stawiać pytania „co robiłeś tego wieczora kiedy Legia grała w Dortmundzie”, przyćmieniu ulec już może wspomnienie 3-7 z Bayernem. Niemcy też niewątpliwie będą pytać „hast du DAS gesehen”, wszak wystarczyło mrugnąć i można było przegapić gola, a co najmniej jakąś poprzeczkę. Płyty z tym meczem będzie można sprzedawać w serii „futbolowe jaja”, jak również na potrzeby sesji antydepresyjnych (natomiast zdecydowanie nie powinna go oglądać młodzież przyuczana do zawodu piłkarza o specjalizacji defensywnej).

Wynik jest imponujący. W jednym meczu padło dwanaście goli, rozłożyły się… nie po równo, ale dość równomiernie. Borussia miała 100% skuteczność w pierwszej połowie (5 goli na 5 strzałów), nie mam pewności czy po przerwie nie przedłużyła passy do 6/6. „Liczba Legii” została wyśrubowana do 20… i jeszcze jeden mecz przed nami.

I najpiękniejsze jest to, że mając dwa tuziny goli straconych Legia może wyjść z grupy i grać wiosną w Lidze Europy. Wystarczy najmarniejsze zwycięstwo nad Sportingiem u siebie…

Hazardowe strzelanie

Dziś Wielki Mecz Pustych Trybun, emocje jak na pustych trybunach, zostało zabawianie się grami hazardowymi. Tyle że… po pierwszym meczu prawdopodobieństwo, żeby madryckim się szczególnie chciało dokopać do dwucyfrówki jest znikome (bo dla kogo), w Legiolotka już obstawiłem, co by tu jeszcze? Zgadywać ile trafi Cristiano?

O, i tu pojawia się pewna myśl. Po losowaniu były tu i tam głosy, że losy rywalizacji o króla strzelców Ligi Mistrzów rozstrzygną się w fazie grupowej, bo jak Aubameyang rozpocznie wyścig z Ronaldo… A tu na razie CR7 ma raptem dwa gole w trzech meczach, a Aubameyang – trzy.

I tu wchodzi Legia, cała na.. nie wiem się ten kolor nazywa, poligonowy chyba. Pewnie mało kto zwrócił uwagę na taki mały rzadki wyczyn, że w dotychczasowych trzech meczach fazy grupowej Legia straciła 13 goli (nie wiem czy to już jakiś rekord), i te 13 goli strzeliło 13 różnych zawodników (to już pewnie jest); w fazie eliminacyjnej zresztą też żaden piłkarz nie strzelił Legii więcej niż jednego gola, ale skoro z żadną drużyną nie stracili w dwumeczu więcej niż jednego, to się to rozumie samo przez się.

Przypomnijmy dla porządku: Goetze, Papasthopoulos, Bartra, Guerreiro, Castro, Aubameyang, Ruiz, Dost, Bale, Jodłowiec, Asensio, Vasquez, Morata. Który z nich jako pierwszy trafi po raz drugi? Czy dokona tego jakiś zawodnik, którego jeszcze nie ma na tej liście? Który gol stracony przez Legię w fazie grupowej będzie pierwszym drugim golem strzelonym Legii przez jednego zawodnika? Można obstawiać.

Ja stawiam na Jodłowca.

Hazardowa Liga Mistrzów

Występy Legii Warszawa w Lidze Mistrzów są świetną okazją do różnych gier hazardowych. Można więc wymienić:
– zakłady czy Legia strzeli gola/zdobędzie punkt (właśnie strzeliła z karnego)
– zakłady na ile meczów stadion zostanie zamknięty/ile grzywny będzie do zapłacenia
– zakłady ile goli Legia straci (kurs na dwucyfrówkę był w okolicach 1-100)
– zakłady ile strzałów oddadzą przeciwnicy/przez ile procent czasu będą przy piłce
oraz zabawa królewska (no pun intended), czyli
– Legiolotek, czyli obstawianie, w której minucie Legia straci pierwszego gola – od 1 do 48 i 49+. 

Edena Hazarda w tegorocznej edycji LM nadal nie oglądamy.

Za mundurem olimpijki sznurem

Oglądam Igrzyska bardziej chłonąc niż starając się cokolwiek zapisywać, emocji nie brakuje – i kiedy nasi mkną po medale (widziałem i szaleńczą końcówkę wyścigu Majki, i kapitalny finisz pary Fularczyk-Madej), i kiedy nasi walczą jak lwy, niezależnie czy ostatecznie wygrają (patrz: badmintoniści Zięba i Mateusiak z Anglikami), czy przegrają (patrz: pingpongiści Dyjas, Górak i Wang z Japończykami czy też szablistki Socha, Kozaczuk i Jóźwiak z Amerykankami). Wczoraj nawet zarwałem kawałek nocy, żeby zobaczyć jak startuje nasza juniorka Ewa Swoboda w półfinale setki (po drodze byli pingpongiści oraz fascynujące mecze del Potro i tej niesamowitej złotej Portorykanki Moniki Puig, więc czekało się dobrze).

Po biegu Swoboda miała powiedzieć (tego już nie widziałem, tylko słyszałem), że swoją przyszłość chętnie wiązałaby z wojskiem. Spotkałem szybko komentarz, że nie zdaje sobie nastolatka sprawy, że w wojsku trzeba robić coś więcej niż tylko trenować – i aż mną zatrzęsło. Przecież tylu sportowców formalnie jak najbardziej jest żołnierzami! Żeby daleko nie patrzeć – nasz podwójny wicemistrz olimpijski, kapral zawodowy Piotr Małachowski. Wojsko to męska sprawa? A skąd! Choćby nasza kadra biathlonistek żołnierzami stoi, z wicemistrzem świata  kapral Krystyną Pałką na czele. W Rio od polskich żołnierek aż się roi w przeróżnych dyscyplinach: starsza szeregowa szablistka Aleksandra Socha, strzelczynie: kapral Sylwia Bogacka czy starsza szeregowa Agnieszka Nagay, starsza szeregowa judoczka Daria Pogorzelec, starsza szeregowa zapaśniczka Agnieszka Wieszczek… (w Londynie podnosiła ciężary starsza szeregowa Aleksandra Klejnowska)

Polscy sportowcy wojskowi reprezentują wszelkie formacje: i wojska lądowe, i Siły Powietrzne, i Marynarkę Wojenną. Ewa Swoboda może mieć więc duży wybór (dyscyplina wszędzie będzie podobna). Sądząc po tym, że jej czas w półfinale – choć nie był daleki od rekordu Polski ani nawet nie był rekordem życiowym – był najlepszym wynikiem polskiej sprinterki na 100 metrów na Igrzyskach Olimpijskich (o jedną setną poprawiła wynik Ireny Szewińskiej sprzed pół wieku), to chyba wyląduje w Siłach Powietrznych, w eskadrze F-16…

#HUNPOR czyli notka pisana Twitterem

Kiedy zakładałem konto na Twitterze, wątpiąco pytałem po co. Trzeba jednak przyznać, że w porównaniu z fejsem na Twitterze rzeczywiście działają #hasztagi, przynajmniej ktoś czasem je przegląda.

Wrzucam na Twittera krótkie (limit znaków obowiązuje) spostrzeżenia dotyczące Euro. Dziś podczas oglądania meczów decydujących o układzie grupy F (Islandia-Austria, Węgry-Portugalia) zacząłem podświadomie układać z nich notkę, w końcu cztery lata temu ułożyłem notkę z jednozdaniowych wpisów na fejsie. Voila!

Haldorsson lepszym bramkarzem niż obrońcą #ISL #AUT 

Tylko tagi pokasowałem, bo rozwalały układ.

Głowonogi

Stare piłkarskie porzekadło mówi o piłkarzu który „wsadzał głowę tam gdzie inni bali się wsadzić nogę”. Nie da się ukryć, w futbolu głowa i nogi to podstawa.

Euro 2016 picture found on twitter

Na obecnym Euro fenomenalnej gry głową na razie nie zauważyłem, parę ładnych strzałów głową może i owszem, nawet dających gole, ale bez przesady, znacznie więcej jest używania głowy do podejmowania decyzji. No i – nie da się ukryć – zestaw głów belgijskich, wstrząsający i niezapomniany, w składzie Afro Witsel – Wielkie Farbowane Na Blond Afro Fellaini – Irokez Nainggolan, nie oglądajcie Państwo tego nie mając jakiegoś wsparcia w okolicy.

Jeżeli chodzi zaś o używanie nóg – jest dużo szybkiego biegania, są urokliwe podania, piękne strzały, na zagrania piętą i przysłowiowy drwal się pokusi. Wspominam z wczesnych lat 90-tych, jak dziennikarz Piłki Nożnej pisał o rosyjskich (radzieckich? wspólnotoniepodległopaństwowych?) napastnikach, że mogliby wiązać krawaty nogą. Mówiąc szczerze, na tym Euro uderza mnie różnorodność miejsc i sposobów, w które zawodnicy wsadzają nogi, bez związku z dotykaniem piłki: uda, pachwiny rywali, nawet ktoś pokusił się o złapanie „nożycami” tułowia przeciwnika. Chyba pozazdrościli Ibrahimovicowi treningów sztuk walki…

Plebiscytowe przekomarzania

Odbył się kolejny plebiscyt Przeglądu Sportowego na najlepszego sportowca Polski. Wygrał piłkarz Robert Lewandowski, w ostatnich tygodniach poważnie rozważany jako kandydat jeśli nie do Złotej Piłki, to przynajmniej do czołowej trójki tej imprezy (nie wnikam czy w miejsce Neymara, czy Cristiano Ronaldo).

Rafał Stec skomentował na fejsie, że kiedy (poprzednio) plebiscyt wygrywał piłkarz Zbigniew Boniek, reprezentacja Polski była na trzecim miejscu w świecie (Espana’82), a piłkarz Lewandowski wygrywa, kiedy reprezentacja Polski awansowała na 24-drużynowe Euro (z drugiego miejsca w grupie, nie dodał). Zerknąłem sobie na wyniki plebiscytu z 1982 roku – piłkarz Boniek zostawił wtedy w pokonanym polu mistrzynię Europy w biegu przez płotki oraz mistrzów świata w zapasach i podnoszeniu ciężarów (oraz tenisistę Fibaka). Piłkarz Lewandowski pokonał mistrzynię świata i rekordzistkę świata w rzucie młotem, mistrza świata (i Uniwersjady) w rzucie młotem i zwycięzcę rajdu Dakar na quadzie (oraz tenisistkę Radwańską).

W dyskusji pod komentarzem Rafała Steca pojawiła się odpowiedź „a w 1996 roku piłkarz Citko wygrał z mistrzami olimpijskimi”. Tyle że piłkarz Citko wygrał w konkursiku telewizyjno-radiowym, w plebiscycie Przeglądu Sportowego zajął miejsce 10, za kompletem mistrzów olimpijskich (i dwójką wicemistrzów).

Samego wyniku nie komentuję już, podobnie jak Złotej Piłki.

Jak w boksie…

Jak w boksie, czyli nie o boksie, ale o futbolu oczywiście. W ramach przypływu sympatii do dzielnej reprezentacji Kostaryki i jej mundialowych bojów, szerokie uznanie zdobyła informacja, że to właśnie Kostaryka piastowała ostatnio tytuł nieoficjalnego mistrza świata. Wyjaśniam od razu, że to czysto statystyczna zabawa oparta na założeniu, że tytuł – jak w boksie – przechodzi w ręce zwycięzcy bezpośredniego pojedynku, kiedyś już o tym pisałem zresztą

W czasie publikacji tamtej notki nieoficjalnym mistrzem świata była Holandia, która swój tytuł miała stracić dopiero przegrywając prawdziwy tytuł mistrza świata (w finale mundialu z Hiszpanami). Od tamtej pory tytuł zmienił właściciela dobrych kilka razy, aż w końcu…

I tu robi się galimatias, jak w prawdziwym boksie zawodowym. Jak mniej więcej wiadomo, istnieje szereg organizacji bokserskich, takich bardziej poważnych i takich o których nawet fachowcy ledwo pamiętają, a każda przyznaje swój tytuł mistrza świata. Sprawdzając z głupia frant informację o tym kostarykańskim tytule, wszedłem na stronę, z której korzystałem kiedyś, i nie znalazłem tam potwierdzenia (bo i kilka miesięcy temu ktoś zaprzestał aktualizowania listy). Kiedy wrzuciłem hasło w wyszukiwarkę, trafiłem na zupełnie inną listę. Pierwszą firmuje (firmowała?) fundacja statystyków RSSSF, drugą – grupa zrzeszona pod szyldem UFWC. Na czym polega różnica między listami? Otóż w styczniu 2013 w Tajlandii w ramach Pucharu Króla odbył się mecz KRLD-Szwecja. Według oficjalnych statystyk FIFA, mecz ten nie jest uznawany za mecz reprezentacji A, w związku z czym Korea (tak, dobrze przeczytaliście) nie mogła stracić w nim „tytułu” mistrza. UFWC uznało go natomiast za oficjalny, opierając się na zapisanej w swoim FAQ zasadzie, że „w razie sporu podejmuje decyzję ostateczną. W efekcie – UFWC poprowadziło swoją listę, zgodnie z którą na mundial z tytułem przyjechał Urugwaj, a po pierwszym meczu… 

Kostaryka nie jest już na pewno mistrzem, ponieważ przegrała (nieważne że po karnych) z Holandią, kolejny mecz o tytuł już w środę. Trzymając się statystyk FIFA, nieoficjalnym mistrzem świata jest natomiast… Katar – nie, nie kupił tego tytułu od FIFA, dokładnie pół roku temu wygrał z Jordanią (po drodze był jeszcze Kuwejt). Najbliższy pojedynek w obronie tytułu odbędzie się dzień po finale mundialu, pretendentem będzie Indonezja. Ciekawe kiedy dojdzie do unifikacji…