Wchodzimy dziś na pierwszy z szeregu cmentarzy. Moją uwagę przykuwają ludzie stojący przy samej bramie, przy pierwszym grobie od wejścia, niemal na przejściu. Zaczynam się zastanawiać, czy i komu może to przeszkadzać, że tak blisko leży – zmarłemu to właściwie żadnej różnicy robić nie powinno, a czy odwiedzającym nie przeszkadza to w modlitwie, nie wiem. Ale mimo wszystko jakoś tak dziwnie, rozum próbuje szukać w pamięci, czy w jakichś średniowiecznych tradycjach grzebanie kogoś przy samej bramie cmentarza mogło mieć znaczenie.
Na cmentarzach zawsze przyglądam się grobom, które wyglądają na opuszczone i zapomniane. Czasem tylko są zasypane liśćmi, czasem bujnie na nich trawa rośnie, na niektórych nawet już młode drzewka kiełkują. Jak się schylić, czasem się nawet jeszcze wypatrzy tabliczkę albo stary pomnik, z nic nie mówiącym nazwiskiem.
Jakże kontrastują z nimi wielkie, monumentalne grobowce (czyżbyśmy wracali do dawnych tradycji?). Tylko dziś, tylko na jednym cmentarzu zwróciłem uwagę na czarną kamienną bramę na grobie Barbary Kilar; na szklaną taflę na grobie Krystyny Bochenek (tym razem było przy nim spokojnie, w którymś z poprzednich lat trudno się było przecisnąć, a zwykle odwiedzam kogoś kilkadziesiąt kroków dalej); na przygnieciony skałą grób Zbigniewa Cybulskiego. Po powrocie z cmentarza aż gorączkowo sprawdzałem, kim był Andrzej „Ondraszek” Szymański, ale nawet Google wie o nim tyle tylko, że ma grób w Katowicach.