Ze zjawiskiem autyzmu zetknąłem się po raz pierwszy w jakikolwiek sposób, kiedy w II połowie lat 80-tych przeczytałem o planowanym (a może właśnie nakręconym?) filmie z Dustinem Hoffmanem, o tym jak wczuwał się w rolę; potem była informacja, że dostał za ten film Oscara. Kiedy ten film zobaczyłem (na kasecie wideo, jeśli dobrze pamiętam), nie bardzo właściwie rozumiałem (well, wciąż nastolatkiem byłem) ani całego tego zamieszania wokół roli, ani skąd się to wszystko wzięło i dlaczego było tak a nie inaczej. Z perspektywy czasu uświadomiłem sobie, że jakkolwiek bohaterem filmu miał być autystyk, to całość była pokazywana z punktu widzenia człowiek najzupełniej zdrowego (chciałem przez moment napisać: normalnego), a my tylko mogliśmy się zastanawiać, dlaczego ten Raymond się zastanawia, kto zagra na pierwszej bazie.
Z opowieściami, w których patrzyliśmy na świat oczami autystyka, zetknąłem się znacznie później. Najpierw trafiłem na Dziwny przypadek psa nocną porą Marka Haddona, którego bohaterem jest 15-letni chłopak, podejmujący się rozwiązania zagadki „kto zabił psa sąsiadki” – a w miarę jej rozwiązywania zmuszony zmierzyć się ze znacznie trudniejszymi zadaniami i pytaniami, jakie stawia życie. Trudna sprawa dla kogoś, kto rozumuje jak komputer, a nie jak człowiek, nie akceptuje kontaktu fizycznego z obcymi ani też kontaktu pomiędzy częściami dania na talerzu, a na widok czterech żółtych samochodów po kolei kuli się i zaczyna jęczeć (dopóki nie uspokoi się podnosząc 2 do jakiejś wysokiej potęgi). Ostatnio zaś czytałem Dziewczynę, która pływała z delfinami Sabiny Berman, opowieść o dziewczynie żyjącej swoje własne, oryginalne oczywiście życie, chociaż nie potrafi wyrażać uczuć (musiała się przy pomocy bliskich nauczyć min imitujących uczucia, żeby nie zrażać całkowicie do siebie innych), za to znakomicie odczytującej odczucia zwierząt, zwłaszcza morskich.
Oczywiście, film to nie książka, zupełnie innego języka używa, nie wiem, czy choćby te dwie powyżej opisane dałoby się przełożyć na język filmowy (choć czytając miałem wrażenie, że co najmniej książka Berman była pisana z uwzględnieniem potencjalnej ekranizacji). Dziwny przypadek… podobno już zresztą jest w przygotowaniu, jeśli się faktycznie pojawi na ekranie, raczej się skuszę.