Pamiętniczek mundialowy (5)

22 czerwca, 14.43

Na stadionie w Petersburgu Brazylijczycy, Kostarykańczycy oraz strefy: strefa słońca, strefa cienia oraz strefa „światłocienia”, czyli tam, gdzie światło słoneczne pada na murawę pomiędzy elementami zadaszenia, kreśląc na murawie skomplikowane wzory.
Pojedynek klubowy Marcelo vs Navas w toku.

24 czerwca, 15.38

To jest także piękno mundiali (podobnie jak innych wielkich imprez): Panama gra z Anglikami zupełnie nie przejmując się wynikiem (zanosiło się na rekordy goli, jeszcze nic straconego), ujawnia słabość angielskiej obrony (choć może się Anglikom po prostu nie chce), aż wreszcie eksploduje radością, bo po raz pierwszy w historii wbiła gola na mundialu.
I co, że na 1-6. Kibice też się cieszą.

25 czerwca, 18.49

Trwa dogrywanie grup, z często fascynującymi pojedynkami o kolejność, honor i pietruszkę. Nam został tylko honor (nie o pietruszkę, bo Japończycy grają o wyjście), będzie co będzie, lament trwa, gadać hadko. Uświadomiłem sobie jednak, że w tym tysiącleciu to dziewiąty wielki turniej, z czego braliśmy udział w sześciu (pięć razy się zakwalifikowaliśmy, raz jako organizator). Wyszliśmy z grupy tylko raz, i chyba ten jeden raz sprawia, że ambicje mamy jak za Górskiego i Piechniczka. 

26 czerwca, 22.01

Meczu Islandii z Chorwacją (a właściwie z rezerwowymi Chorwacji) nie oglądałem, wolałem skupić się na pokazywanym jednocześnie Nigeria-Argentyna, uważam że słusznie, bo było emocjonująco i z paroma zacnymi golami (lepszymi niż gra). Islandczyków śledziłem jedynie kątem oka na stronie FIFA, patrząc na statystyki, przez 20 minut nikt nie oddał strzału. Rozkręcili się od 30 minuty, ostatecznie z 17 strzałów Islandczyków 6 było celnych, ale rezerwowego chorwackiego bramkarza pokonali tylko z karnego. Przy tej ilości strzelonych goli (i wyniku drugiego meczu) musieliby zachować czyste konto, żeby awansować, ale oba celne strzały Chorwatów wylądowały w siatce.

Pamiętniczek mundialowy (4)

20 czerwca, 20.46

Oglądam sobie jak Hiszpania ciężko zmaga się z irańskim czerwonym autobusem (sześciu obrońców w polu karnym). Cierpię słuchając, co wygaduje w TVP komentujący ten mecz Mirosław Trzeciak i próbuję sobie wyobrazić, jak on osobiście radziłby sobie z tą obroną.

21 czerwca, 16.54

Sprawdziłem coś, co pewnie dawno sprawdzono – w kadrze Peru nie ma zawodnika, który byłby na świecie podczas ostatniego ich meczu na ostatnim ich poprzednim Mundialu. Tego z Polską.

21 czerwca, 20.39 

Patrzę na sposób gry Chorwatów przeciwko Argentynie i aż się dziwię że w Argentynie nie ma jakiejś mniejszości chorwackiej, jedni i drudzy wredni jak przyrodni bracia.
A zupełnie ponadnarodowo wszyscy już opanowali VAR i natychmiast kreślą dłońmi w powietrzu prostokąty, żądając sprawdzenia sytuacji, jakby to był siatkarski challenge.

Pamiętniczek mundialowy (3)

18 czerwca, 20.22

Przyjemnie się ogląda Anglików w ofensywie, idą sporą grupą, nie trzymają się klasycznych angielskich schematów, jakby jeszcze zamiast Lingarda był ktoś kto potrafi kopnąć piłkę, to wynik byłby i hokejowy, obrona Stalingradu Tunezyjczykom wychodzi tak sobie. Będą musieli dużo biegać, bo w jednym ze zbliżeń wydawało mi się, że któryś z piłkarzy oganiał się przed stalingradzkimi (wołgogradzkimi) meszkami.

19 czerwca, 14.50

Na parkingu przed marketem RTV dwóch facetów przymierza się do załadowania do samochodu wielkiego, wąskiego, stojącego pudła, opatrzonego niedającym żadnych wątpliwości co do zawartości logo. Ciekawe, czy zdążą dowieźć i uruchomić przed rozpoczęciem meczu.

19 czerwca, 19.46

Miałem nadzieję, że po meczu wrzucę rysunek Wilqa z gościem od „nic się nie stało”, ale nie nadaje się. Trudno.
Na szczęście Salah wyjdzie przeciwko Rosjanom, może wreszcie zobaczymy popis napastnika (no dobra, Portugalia-Hiszpania).

Pamiętniczek mundialowy (2)

16 czerwca, 13.17

Wysłuchiwanie komentatorów przekonanych o własnej wiedzy zawsze jest fascynujące. Kiedy Umtiti idiotycznie zagrał ręką we własnym polu karnym, dając Australijczykom karnego (i wyrównanie), komentator TVP zastanawiał się, czy to sędzia zabramkowy to zauważył. Tylko że na tym mundialu nie ma sędziów zabramkowych (bo jest VAR, który parę minut wcześniej pomógł wyłapać karnego dla Francji).

16 czerwca, 14.08

Obejrzałem arcydokładną powtórkę sytuacji przed karnym. Australijski obrońca pięknie wszedł wślizgiem i cudownie ominął nogę Griezmanna. W ostatniej chwili trącił tę drugą.
Ale strzał Griezmanna z karnego, przyznaję, palce lizać.

16 czerwca, 15.24

Bycie kibicem jakiejś drużyny pozbawia części radości płynącej z podziwiania konkretnych zagrań.
Bycie antykibicem zresztą też.

16 czerwca, 18.21

Właśnie sobie uświadomiłem, że poprzedni mecz Peru na Mundialu był początkiem mojej przygody z futbolem. Letnie popołudnie, miska truskawek i kolejne gole wbijane po przerwie przez drużynę Piechniczka. Też wtedy graliśmy w czerwonych strojach, jak dziś Duńczycy. Truskawki zjadłem dziś wcześniej…

Pamiętniczek mundialowy (1)

14 czerwca, 18:28

Po obejrzeniu meczu Rosji z Arabią Saudyjską mam refleksje na przyszłość:
– dzięki powiększaniu liczby uczestników takich bylejakich meczów na mundialach będzie więcej,
– zobaczymy w następnych latach jeszcze słabsze drużyny w charakterze gospodarzy, i nie mam na myśli Kanadyjczyków.
I aż poszedłem sprawdzać, kogo Saudyjczycy musieli ograć, żeby się zakwalifikować (Australię, Emiraty, Irak i Tajlandię), bo mam wrażenie, że polscy ligowcy lepiej by dawali radę. Pierwszoligowcy.
A sborna miała zabójcze getry.

15 czerwca, 14.03

Urugwaj z Suarezem i Cavanim gra z Egiptem wciąż jeszcze bez Salaha. Wyczekuję z utęsknieniem na pierwsze strzały na bramkę, żeby wyobrażać, jak piłka zmierza poza jekaterynburski stadion, obok tych niepowtarzalnych trybun znajdujących się poza stadionem.

15 czerwca, 17.17

Marokańczycy grają tak szybko, że obraz telewizyjny wydaje się nie nadążać i wygląda jakby puszczać na Rubina obraz z ZX Spectrum po słabującym kablu. 
Ich gra może się podobać, ale ciekawe czy przy bardziej doświadczonej drużynie niż Iran byliby w stanie tak się bawić przestrzenią, tak rzucać podaniami. No i ciekawe na ile im sił starczy.
Aha, nie wiem jak to możliwe, ale ten trzeci w kolejności mecz Mundialu ma oficjalnie numer 4.

15 czerwca, 21.41

Jak czasem kąt widzenia wiele zmienia. Wydawało się, że Cristiano Ronaldo rzuca piłką w Jordi Albę (nie byłoby to zaskoczeniem, był obrażony, bo Portugalia przegrywała, wcześniej skandalicznie zachował się wobec sędziego). W powtórce z odwrotnej strony wyglądało, jakby ją po prostu podawał do wykonania autu, a Alba celowo jej nie złapał.

Pamiętniczek przedmundialowy

13 czerwca, 11:39
Też nie wiem, czy to wróżba.

Peter Schmeichel photo England bus Mundial 2018

13 czerwca, 20:55
Zaglądam na ulubioną stronę sędziowską. My emocjonujemy się tym kto jak zagra (w tym nasi), bawimy się w typerki, a sędziowie w tym samym czasie bawią się w typerka, który sędzia będzie jaki mecz sędziować.

14 czerwca, 06:51
Z drabinki wynika, że Polska może zagrać z Egiptem najwcześniej w półfinale.
Trochę szkoda (nie mam wiary, że obie drużyny tam dotrą), bo zobaczyłbym chętnie Glika z Salahem bark w bark. 

1984

Po losowaniu ćwierćfinałów Ligi Mistrzów wydawało się prawie pozamiatane (że papierowi faworyci przejdą bez problemu), po pierwszych meczach jeszcze bardziej (choć z faworytami już tak dobrze nie było). Dzisiejszych rewanżów z wielu powodów nie oglądałem, dyskretnie najwyżej śledziłem przez internet, ich wyniki przyjmuję z sympatią, jak większość, Rafał Stec pisał nawet, że Liga Mistrzów to jeden z najwspanialszych wynalazków w dziejach ludzkości (oraz że jednak niczego nie rozumie z futbolu, najwyraźniej Stambułu mu było za mało).

Zadumałem się przez moment. Dziś do półfinałów awansowały FC Liverpool i AS Roma, jeżeli los nie zetknie ich w półfinale, to możliwa będzie (teoretycznie) powtórka sprzed 34 lat. Wtedy to te same drużyny, w charakterystycznych czerwonych strojach, grały w finale (wtedy jeszcze) Pucharu Mistrzów (formalnie Pucharu Europy Mistrzów Krajowych, ale wszyscy mówili w skrócie). Mimo że mecz rozgrywany był w Rzymie (tak wyszło), zwycięsko wyszła ekipa z Anfield (nie piszę Anglicy, bo ci stanowili mniejszość w składzie złożonym z przedstawicieli całej Brytanii, jeśli nie Commonwealthu). 

Tamte rozgrywki byłyby szokiem dla współczesnego kibica. W finale zmierzyli się wprawdzie mistrzowie Anglii i Włoch, ale reszta przedstawicieli „wielkiej piątki” nie dotarła nawet do ćwierćfinału, czy to za sprawą niekorzystnego losowania, czy zwykłej słabości. W półfinale grały Dinamo Bukareszt (wyeliminowało wcześniej obrońcę trofeum – HSV) i Dundee United (ograli u siebie Romę do zera), w ćwierćfinale walczył mistrz NRD. A mistrz Polski? Tradycyjnie, w pierwszej rundzie…

Powtórkę finału z 1984 biorę w ciemno. Wiem, której czerwonej drużynie będę kibicował, ale najpierw niech się to stanie.

Kim

Koreańskie igrzyska (właśnie zmierzające do końca) zawsze stały w złowrogim cieniu Kima: czy Kim zza nieodległej granicy będzie prowokował? czy będzie straszył wojną, czy też uszanuje olimpijski ekecheiria? I choć atmosfera ostatnich miesięcy była gorąca, to na czas igrzysk Kim wybrał sen zimowy, wysyłając do Pjongczangu swoje cheerleaderki i trochę sportowców, w tym hokeistki wepchnięte na siłę do reprezentacji Korei Południowej.

Ale ja o zupełnie innym Kimie. Ten ma 19 lat, metr siedemdziesiąt osiem wzrostu i siedemdziesiąt sześć kilo wagi. Nazwisko ma po matce Koreance, gabaryty po ojcu Norwegu. Urodzony w Korei jako Kim Magnus, mieszkający w Norwegii jako Magnus Boe, błyszczał na igrzyskach młodzieży i mistrzostwach świata juniorów, w seniorskim bieganiu sukcesów na razie nie odniósł. 

Dla Koreańczyków był jednak prawie nadzieją i wdzięcznym obiektem kibicowania, nie tylko dlatego że włosy wiąże w tradycyjną koreańską kitkę. W półfinale sztafety sprinterskiej szalał na pierwszej zmianie, doprowadzając koreańskich widzów do ekstazy, kiedy na stadion wpadał jako pierwszy (nawet jeśli na linii pomiaru czasu wyprzedził go Szwed), później się już nie musiał przemęczać, bo na kolejną zmianę ruszał już z miejsca dwunastego. W maratonie dobiegł na 47 miejscu (na 63 biegaczy którzy dotarli do mety), z kwadransem straty, ale na stadionie jechał kłaniając się widzom, na mecie widowiskowo wysunął nogę, jakby walczył narta w nartę, choć od rywali w obie strony dzieliło go pół minuty – wszystko dla lokalnych kibiców.

Nie wiem jak się Magnus będzie rozwijał i czy będzie szansą na koreańskie medale w biegach, na dziś wygląda na szansę porównywalną z tą, jaką dla nas stanowi Dominik Bury.

Stefan i inni

Stefan Hula był zawsze cichy i spokojny. W swoich słabszych latach nieraz robił za dyżurny obiekt odreagowania frustracji kibiców, bo nazwisko świetnie mu się nadaje do przekręcania na „Bula”, kiedy skakał w drużynie równo, to był tym raczej niewidzialnym członkiem drużyny. A potem w sezonie olimpijskim został znienacka mistrzem Polski, dobrze się pokazał w TCS, otarł się o indywidualne podium w Zakopanem… I w pierwszej serii na średniej skoczni w Pjongczangu (nieważne jak się sama wioska nazywa) poszybował na stojedenasty metr, a potem do końca serii stał na miejscu dla lidera. I cała Polska trzymała wtedy kciuki za odwołanie drugiej serii, zwłaszcza że Kamil był (ex aequo) na drugim miejscu, ale to Stefan zostałby ponownie Fortuną (nawet odległość się zgadzała, choć Wojtek na dużej skoczni).

Nie udało się, w drugiej serii minimalnie zabrakło do medalu (Wellinger nie dał szans na mistrzostwo), pomiędzy drugim a piątym miejscem różnica wyniosła 2,1 punktu, między trzecim a piątym 0,9 pkt. Przetrawiliśmy przez cały tydzień wściekłość na sędziów „że nie przerwali” (choć to mało sportowe), że „źle punktowali”, że „wskaźniki wiatru oszukują” i że w ogóle to doliczanie za wiatr jest bez sensu. Przeliczyliśmy pracowicie, że gdyby ten konkurs prowadzić „na starych zasadach” to medal byłby nasz (choć nie złoto, Wellinger latał najdalej), dyskretnie zapominając że z pierwszej piątki tylko Stefan skorzystał z dobrodziejstwa wyższej belki. Żal za utraconym medalem (jednym lub więcej) przysłonił nam fakt, że przede wszystkim nie udała się tak wspaniała historia olimpijska, gdzie mistrz (medalista) stanąłby po raz pierwszy w niekrótkiej karierze na podium konkursu indywidualnego (licząc ZIO, MŚ i PŚ oczywiście).

A takich historii w Pjongczangu nie brakuje. Nieoczekiwani medaliści w biathlonie to już klasyka (niestety najczęściej nie na naszą korzyść…), wczoraj w snowboardowym crossie nieoczekiwanie po medal sięgnęła najmłodsza w stawce 16-letnia Francuzka. Nic to jednak w porównaniu z dzisiejszym supergigantem. Kiedy czołówka zjechała i wydawało się, że można już przechodzić do ceremonii wręczenia maskotek (medale wręcza się później), na starcie stanęła czeska snowboardzistka Ester Ledecka (na nartach pożyczonych od zniechęconej faworytki Michaeli Shiffrin). Kiedy minęła linię mety w czasie o 0,01 sekundy lepszym od liderki, nie cieszyła się – długo wyglądała jakby nie wierzyła w poprawność wyświetlonego czasu. Na konferencji prasowej siedziała w goglach, bo – jak powiedziała – nie przewidziała takiej sytuacji i jest nieumalowana…

Za takie historie kochamy sport.

Biegacz z Tonga

Zawsze lubiłem (i dawałem temu wyraz) wielkie imprezy za te drobiny kolorytu, za uczestników, którzy pojawili się głównie dla udziału: samoańskich sprinterów, pływaka Moussambaniego, który pierwszy raz zobaczył pełnowymiarowy basen na Igrzyskach… Na zimowych igrzyskach też miewaliśmy różnych oryginałów: angielskiego skoczka Edwardsa (nawet jeśli był czystą kreacją), startującą w barwach Tajlandii skrzypaczkę Vanessę Mae, Kenijczyków, którzy z biegania zwykłego próbowali się przerzucić na bieganie na nartach…

Za nieco ponad godzinę rozpoczyna się ceremonia otwarcia Igrzysk w Pjongczangu. Pojawi się tam z flagą swojego kraju samotny reprezentant Wysp Tonga, urodzony w Australii Pita Taufatofua. Pierwsze treningi odbywał na piasku, zanim w końcu przeniósł się trenować na półkulę północną, zakwalifikował się do startu zaledwie kilka tygodni temu. Ma jednak za sobą doświadczenia olimpijskie… dwa lata temu brał udział w letnich Igrzyskach w Rio. W taekwondo. Bardziej by pasowało do narciarstwa artystycznego (baletu narciarskiego), ale ta konkurencja się nie przyjęła…

Pita Taufatofua Tonga Winter Olympics Pyeongchang 2018

Myślę, że i publiczność koreańska (dla której wykonał już parę pokazowych kopnięć), i światowa, polubią Taufatofuę. Nawet jeśli będzie ubrany cieplej niż na ceremonii w Rio.