Niektórzy to pamiętają, gdzie i kiedy jakiś utwór usłyszeli po raz pierwszy, i obudzeni o drugiej w nocy wyrecytują to bez większych trudności. Ja do takich ludzi nie należę, dlatego za chiny ludowe nie kojarzę, kiedy pierwszy raz natrafiłem na Souljazz Orchestra, ba! nawet nie mam pewności na który z ich utworów. Mogło być to w cyklu „podpowiedzi Youtube”, może mi przeleciało gdzieś na fejsie od Marcelego, może… Jakkolwiek. W każdym razie efekt jest taki, że nie umiem się od nich uwolnić, oficjalnie już ogłaszam wszem i wobec że to moja szajba sezonu.
Oczywiście, jak wszyscy mają w swoim repertuarze piosenki bardziej i mniej chwytliwe (żeby nie powiedzieć od razu: bardziej i mniej genialne). Przypuszczam, że „Kapital” należy już do ścisłego topu (pewnie ze setka) moich najbardziej ulubionych utworów, i nie tekst mnie tak ciągnie, ale rozszalała kompozycja dęciaków, klawiszy i perkusji.
Dziś wieczór – piątek! – nie jest jednak czas na politykowanie. Lato jest, pogoda się zrobiła, zachód słońca gdzieś tam się nieśmiało pokazuje… Dlatego teraz będę promować czystą, nieskrępowaną zabawę. Ooooooooouuuuuu…. czyli Secousse soukous. Miłego bujania!