Nie, to nie będzie na tematy najbardziej bieżące, choć jednym z takich zainspirowane.
Niemal równo rok temu pisałem tu sobie refleksje o obywatelskich prawach zarodka (w kontekście pytania postawionego przez jednego z dzielnych posłów, pozwolę sobie nie grzebać w pamięci jakiego). Zamieściłem w tamtej notce następujące zdanie:
„Jeżeli więc zarodek pochodzący np. od matki Polki i ojca Nigeryjczyka, lub matki Ukrainki i ojca Polaka, wyjedzie za granicę i tam w przyszłości po implantacji zostanie urodzony, to dziecko również nabędzie obywatelstwo polskie!„
I tu muszę nie bez wstydu się przyznać do konieczności popełnienia erraty vel sprostowania. Samą myśl podtrzymuję, ale… w połowie. Umknęło mi bowiem przy pisaniu (nie zajmuję się tym na co dzień, ale nie powinno było), że mamy jeden przepis, który drugą połowę podważa – a konkretnie artykuł 61[9] („ze znaczkiem 9” się mówi) kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, wedle którego matką w rozumieniu polskiego prawa jest ta kobieta, która dziecko urodziła (w ten sposób przecięto dylematy związane z surogacją). Oznacza to, że zarodek pochodzący od matki Polki i niepolskiego ojca nie nabędzie obywatelstwa polskiego, jeśli nie przyjmie go i nie urodzi inna matka Polka. W stosunku do ojca prawo trzyma się nadal koncepcji genetycznej. Nie wiem, który z wariantów należy potraktować jako dyskryminację, ale któryś zapewne…
Tę notkę napisałem, bo jednak nie chciałbym wprowadzać w błąd osób, które trafią tu szukając choćby odrobiny wiedzy prawniczej. Na temat, który mnie zainspirował, może też napiszę – jeśli mi nie przejdzie zanim sobie poukładam wszystko co chciałbym napisać i posprawdzam co trzeba.