Historia krótka, bo i po co się rozwodzić.
Pamiętam (i przyjmujemy moją pamięć za dobrą monetę, bo nie będę szukać cytatów), że wtedy, kiedy inPost (pardon: PGP) wlazł w dostarczanie przesyłek sądowych, to buńczucznie się chwalił niskim odsetkiem zasadnych reklamacji.
Mam przed oczami odpowiedź inPostu na reklamację złożoną w sytuacji, kiedy inpostonosz nie zostawił pierwszego ani drugiego awiza i wpisał na kopertę daty fikcyjnych awizowań – przez co w efekcie przesyłka sądowa wróciła do sądu jako „niepodjęta w terminie”. W odpowiedzi czytamy:
po przeprowadzeniu szczegółowego postępowania wyjaśniającego ustalono co następuje
[tu przytoczenie przepisów ustawy]
ponieważ w zgłoszeniu występuje Pani jako adresatem korespondencji, wobec tego nie jest Pani uprawniona do roszczeń reklamacyjnych
I sprawa załatwiona, problemu niedoręczonej przesyłki nie ma.
Sprawa mnie dotyczyła o tyle, że myślałem, że już mam sprawę zakończoną, a tu się okazało, że jednak nie (sąd przywrócił drugiej stronie termin).
Chyba tylko do końca miesiąca jeszcze inpostonoszą.