Rzuciły mnie dziś sprawy zawodowe do Pińczowa. Nigdy wcześniej nie byłem, kojarzyło mi się wyłącznie jako siedziba zakładu produkcji soków oraz ze starym powiedzeniem „w Pińczowie dnieje„. Droga niestety dość tam długa, ruszyłem więc rankiem, w drodze słuchając wiadomości radiowych, jak to mgła znów utrudnia działanie niektórych lotnisk. Na ostatnich parudziesięciu kilometrach zacząłem rozumieć te problemy, bo widoczność nie przekraczała ze dwustu metrów. Nie mogę powiedzieć jak wygląda Pińczów, bo właściwie go nie widziałem zza mgły, we mgle wszystkie miasta są bure (mógł więc nawet udawać miasto angielskie).
Kiedy jechałem z powrotem, wiejską drogą wśród pól (swoją drogą program schetynówek chyba zadziałał tam znakomicie), kiedy z szarości znienacka wyłaniały się rosnące przy drodze drzewa, często mimo popołudnia wciąż pokryte szronem czy szadzią, przyszło mi do głowy, że to świetny punkt wyjścia do stworzenia polskiej gry komputerowej: zaciągnięte mgłą pustkowie, pola po ściętej kapuście, wyłaniające się z mgły głuche domostwa oraz wlekące się traktory ciągnące wozy z gnojem i do tego jakiś scenariusz oparty na balladach Mickiewicza (ja już swoje odwaliłem, zostawiam szczegóły innym kreatywnym). Z dziwnym uczuciem, ale jechało się dobrze, jednak przyznam: kiedy koło Miechowa na szczycie pagórka zobaczyłem wreszcie błękit nieba, gotów byłem złożyć ręce w dziękczynnym geście (tylko gotów, bo jednak przy 100 km/h nie należy puszczać kierownicy).
A kiedy mgła nie zasłaniała wszystkiego, wypatrzyłem koło Olkusza interesujący zamek w Rabsztynie, być może będzie to punkt jakiejś przyszłorocznej wycieczki. Podróże kształcą, jeśli tylko mogą.