W tym roku sobotnich emocji związanych z kwalifikacjami na Suzuce nie było, chyba że ktoś lubi misie-patysie na pitlane modelami kleconymi naprędce.
Pojawiły się za to dywagacje regulaminowe „a co by było gdyby..”, przy okazji których po raz kolejny dowiedziałem się paru ciekawych rzeczy.
W sporcie chodzi o to, żeby być pierwszym przed innymi (lub przynajmniej lepszym od kogoś). W wielu sportach nie ma innej opcji, niż jednoznaczne zwycięstwo, są jednak i takie, w których zawodnicy będą osiągać identyczne wyniki (ot, weźmy choćby Turniej Czterech Skoczni 2006, kiedy po czterech konkursach Ahonen i Janda mieli tę samą liczbę punktów). Do tych drugich – mając na myśli klasyfikacje generalne – należy i Formuła1, bo o ile niewyobrażalne jest, aby dwa bolidy w dokładnie tym samym momencie (z dokładnością do tysięcznych części sekundy) przekroczyły liniię mety, to zsumowane punkty z większej liczby wyścigów bez trudu mogą wyjść na taką samą liczbę. W takiej sytuacji sięga się po rozmaite kryteria dodatkowe (w skokach o tyczce czy wzwyż to liczba skoków ze strąceniem poprzeczki, w podnoszeniu ciężarów waga zawodnika, w rozgrywkach wielozespołowych to różnica zdobytych goli czy stosunek zdobytych punktów itp.) Regulamin federacji motorowej, dopracowany – jak się czasem wydaje – aż do przesady, też przewiduje taką sytuację, i w rozdziale 7 w punkcie 7.2, jasno określa kryteria ustalania kolejności przy równości punktów. Decyduje więc w pierwszej kolejności liczba zwycięstw, później liczba drugich miejsc, później trzecich i tak da capo al fine.
Można sobie jednak wyobrazić sytuację, w której dwóch kierowców osiąga wyniki do bólu symetryczne – raz jeden jest 1., a drugi 4., a następnym razem na odwrót, tak że po przeanalizowaniu wyników ze wszystkich wyścigów, jest między nimi nadal remis pod każdym względem. W niejednym sporcie przyznaje się w takiej sytuacji to samo miejsce ex aequo, także to najwyższe (np. na igrzyskach w Londynie w 1908 mistrzami w skoku o tyczce zostali jednocześnie Amerykanie Cooke i Gilbert, a z najświeższej historii możemy przecież przypomnieć wicemistrzostwo świata Moniki Pyrek z Berlina, ex aequo z Amerykanką Johnson). Czy jest więc możliwa sytuacja, że tytułem podzielą się np. Mark Webber i Fernando Alonso (abstrahując całkowicie od tego, czy ich dotychczasowe wyniki są odpowiednio symetryczne)? Otóż regulamin FIA na taką okazję ma swoją specjalną broń, a mianowicie podpunkt d) w punkcie 7.2. Zgodnie z tym punktem, FIA wskaże zwycięzcę… według kryteriów, jakie uzna za właściwe („according to such criteria as it thinks fit”). Chyba wolałbym takiego rozstrzygnięcia nie oglądać, a FIA – dokonywać; na szczęście prawdopodobieństwo, że do takiej sytuacji dojdzie, jest naprawdę niewielkie.
W Formule Jeden, jest tylko Jeden Mistrz.