Dwa kolejne dni na Igrzyskach to występy drużynowe naszych reprezentantów, w tym zwłaszcza skoczków i biathlonistek. Skoczkom poszło nienajgorzej, ale i tak zawiedzeni żurnaliści wylali na nich kubły pomyj, bo już w swej naiwności dopisywali medal do listy. Nadzieje ze skoczków przeniesione zostały natychmiast z całą siłą na biathlonistki, w sposób na tyle absurdalny, że przedstawiciele Głosu Karczewa czy tenis.pl nachodzili bohaterki biegu indywidualnego i dopytywali, czy uda im się zdobyć złoto. W koncentracji przed biegiem pomogło to dziewczynom na pewno jak cholera – w biegu, w którym szansa na dobry wynik (w tym jednoprocentowa na medal) istniała przy znakomitym strzelaniu, liczba pudeł na pierwszych dwóch rundach była dwucyfrowa. Ciekawe, jak jutro będą psioczyć, że im się nadęte do granic prezerwatywy oczekiwań przekłuły.
Mocno? Cóż, od tego co podczas relacji ze sztafety biathlonowej mówili fachowcy – czyli Jaroński z Wyrzykowskim – różni się to tylko stylistyką, merytorycznie uważamy to samo.